czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 21


Stali we trójkę w gabinecie Naruto, gdzie panowała teraz niezmącona cisza. Sasuke wciąż nie mógł uwierzyć w to, co miało miejsce na polu treningowym numer dwa. Jego klątwa uaktywniła się po latach stagnacji i nie dawała o sobie zapomnieć, promieniując ćmiącym bólem. Naruto zaś wciąż trzymał się za brzuch, na którym ożył dawno nieodczuwany symbol. Jego spojrzenie było nieobecne, wpatrzone w dal za oknem, a sam mężczyzna milczał, co nie zdarzało mu się prawie nigdy. 
- Ocknijcie się! - warknęła rozjuszona Sakura. Dwie pary oczu zwróciły się ku niej z malującym się w nich otępieniem. Przywodzili Sakurze na myśl dwójkę naćpanych do nieprzytomności facetów. Westchnęła zrezygnowana. - Zamierzacie tak stać i gapić się w ścianę? Ogarniecie się? - pytała, ale oni wciąż milczeli. Od kiedy dowiedziała się o rzekomym zmartwychwstaniu Jirayi i Orochimaru zachowywali się tak nieustannie.
Do Sasuke nie szło trafić. Mamrotał coś pod nosem, pełen determinacji i złości. Wciąż zaciskał pięści i syczał pod wpływem dokuczliwej klątwy. Czasami w ogóle się nie odzywał i, podobnie jak Naruto, wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Kobieta doskonale wiedziała, że analizował zaistniałą sytuację, nie potrafiąc odnaleźć sensownego wytłumaczenia dla obecnych wydarzeń.
Naruto z kolei nie mówił nic. Milczał, zapadnięty gdzieś w swoje myśli i nie reagował na żadne czynniki z zewnątrz. Hinata jeszcze nie zdążyła się dowiedzieć o nowinach, a Sakura obawiała się, że gdy tylko tak się stanie, granatowo włosa zacznie się stresować, co może znacznie zaszkodzić jej dziecku. Z ust Haruno znów wydobyło się westchnięcie.
- Błagam, odezwijcie się wreszcie! - zawołała w rozpaczy. Zaistniała sytuacja, w której się znalazła, była dla niej nowa i całkowicie nieznana. Sasuke i Naruto w stanie totalnego otępienia? Jak żywe trupy? Spojrzała po nich, nie doświadczając żadnej reakcji. Jęknęła i uniosła dłonie w geście całkowitego poddania. - Jak chcecie. Żegnam - rzuciła i teleportowała się w miejsce, gdzie upatrywała nadzieję na więcej informacji.
Rozejrzała się, upewniając się, czy przypadkiem nikt nie kręci się w pobliżu i wsunęła się w głąb jaskini. Zeszła w znajome otoczenie i odetchnęła spokojem tego miejsca.
- Pani Uchiha! Panie Uchiha! - zawołała. Drzwi chatki otworzyły się, a w nich pojawił się Fugaku.
- Witaj, Sakuro - odparł i wpuścił ją do środka. - Mikoto pracuje w ogródku - wskazał ręką małe poletko na tyłach domu.
- To nawet lepiej - rzuciła Haruno i spojrzała mężczyźnie w oczy. - Dzieją się rzeczy, które nie zwiastują najlepiej - dodała. - Mogę usiąść?
- Proszę, rozgość się - jego ton stał się poważny. - Zaparzę herbaty - zaproponował. Sakura skinęła głową i zajęła pobliskie krzesło.
- Zanim jednak przejdę do sedna - zaczęła. - Jak się państwo czują? Wszystko jest w porządku?
- Dziękuję, wbrew wiekowi trzymamy się całkiem nieźle - zażartował, a różowowłosa zaśmiała się w głos. Podobała jej się wersja pana Uchihy w wydaniu luźnego żartownisia. Jednak jej słowa o zagrożeniu wciąż wisiały w powietrzu jak niewidzialna groźba, która czyhała by spaść na nich niepohamowanym gradem strachu i niewiedzy. Kiedy tata braci odstawiał czajnik, skrzywił się lekko, ale jego twarz momentalnie przybrała maskę opanowania.
- Coś pana boli? Mogę spojrzeć - zaproponowała. Obserwowała, jak w jego oczach rósł bunt i chęć odmowy, dokładnie tak samo, jak u Sasuke. - Nie ma sensu się spierać. Proszę mi powiedzieć, o co chodzi - Fugaku zacisnął dłonie w pięści, ale wyraz jego twarzy nie zaostrzył się.
 - Podnosiłem drewno i chyba źle złapałem jedną partię - odparł i wskazał na swój bark. - Naderwałem kilka mięśni, tyle - dodał, kończąc wypowiedź. Sakura wstała z zajmowanego krzesła i podeszła do mężczyzny.
- Mogę? - zapytała i wskazała ręką na nadwyrężone miejsce. Pan Uchiha niechętnie skinął głową. Sakura zaśmiała się w duchu. Cały Sasuke pomyślała. Już dawno zauważyła, że to Itachi więcej odziedziczył po matce, chociaż bardziej był związany z ojcem.
Kiedyś zwierzał jej się. Opowiadał, jak to Fugaku zabierał ich na treningi, uczył ich technik i towarzyszył w nauce. Zawsze to właśnie starszy z braci słuchał go najuważniej. Ojciec był dla niego autorytetem. Uosobieniem siły i mądrości. Śmiał się wtedy, że z Sasuke to były takie ciepłe kluchy Mikoto. Lgnął do kobiety całym sobą, uwielbiał jej słuchać i towarzyszyć jej, jednak wbrew pozorom szybko się uczył tego, co chciał przekazać mu tata.
Zerwała wspomnienie i skumulowała w dłoni leczniczą chakrę. Dotknęła nią ramienia mężczyzny, a po kilku sekundach odsunęła się i znów usiadła w swoim krześle.
- Gotowe - odparła. Fugaku pewnym ruchem podniósł rękę w górę i stwierdził, że już nic go nie ogranicza. Sakurę zaś zdziwił fakt, że nie zawahał się przed ewentualnym bólem. W ciemno zaufał jej umiejętnościom i dał wiarę jej wiedzy i zdolnościom.
- Dziękuję - odparł mężczyzna. Haruno skinęła głową. Odczekała, aż pan Uchiha zaleje herbatę i dołączy do niej przy stole. - Nim zaczniemy rozmowę, proszę, mów mi po imieniu - kobieta zawahała się, jednak doszła do wniosku, że nie mają czasu na zbędne grzeczności w stylu: ależ nie, jakże bym mogła.
- W takim razie, Fugaku - przetestowała brzmienie jego imienia w swoich ustach i stwierdziła, że da radę się przyzwyczaić. - Klątwa Sasuke uaktywniła się dzisiejszego ranka. Podobnie jak znaki na ciele Naruto. Obydwoje wiemy, że Orochimaru i Jiraya nie żyją, a przynajmniej było tak, aż do teraz - brwi mężczyzny ściągnęły się w grymasie niezadowolenia. - W tym momencie obydwoje stoją w gabinecie Naruto i nic do nich nie dociera. Są jak kukły - żachnęła się i wywróciła oczami.
- Sakuro, ile wiesz o Legendarnych Sanninach? - zapytał, a Haruno pod skórą czuła, że ta cała sytuacja jest bardzo poważna i nie bez znaczenia dla ich przyszłości. Demon w jej wnętrzu poruszył się niespokojnie.
- Wiem, że było ich trzech - odparła, wiedząc, że ta informacja to zapewne nic w porównaniu z całą historią.
- Wiesz niewiele - stwierdził. - Spokojnie, mało kto zna ich prawdziwy cel i pochodzenie - dodał, widząc, jak Sakura zaczyna kręcić się niespokojnie. - Wynika to co prawda z ignorancji, ale cóż. Nie wnikam.
- A więc? O co chodzi? Czemu nagle wszystko wyszło na wierzch? - dopytywała. - Sprawa robi się nieprzyjemna. Demony, tajemnicze ataki, żądze zemsty - wymieniała. - Wszystko to nasiliło się w jednym czasie. Niepokoję się - mruknęła.
- Przyniosę pewien zwój. Przeczytaj go i wtedy może cokolwiek rozjaśni ci się w głowie - rzucił w pewnej chwili i zniknął w czeluściach przylegającego do kuchni pokoju. Kilka minut później pojawił się z powrotem i wręczył jej kawałek pergaminu. Nie był on stary, ale i tak wyświechtany i lekko zmięty. Zapewne od częstego użytku. Haruno odebrała go z rąk Fugaku i zaczytała się w treści.

Trzech Legendarnych Sanninów istnieje, odkąd demony skłóciły się ze sobą, dzieląc jedność na dziesięć. Od tamtej pory to oni stoją na straży życia mieszkańców Kuni Kasai, Kraju Ognia. 

Sannin Siły i Miłości, pełen wigoru i żywiołowości. Cechujący się potęgą i drzemiącymi pokładami niewyczerpanej mocy. Emanujący miłością i ciepłem, w którym można się skryć.
Sannin Sprawiedliwości i Wiary, rozważny i prawy, miłosierny, u którego każdy zazna równego traktowania i sprawiedliwego osądu.
Sannin Mądrości i Nadziei pełen wiedzy, niosący światło tym, którzy już dawno zatonęli w mroku zła i śmierci. Ten, który nie działa pochopnie i na wszystko szuka odpowiedzi.
Kiedy są gotowi i dostrzegą potencjał, wybierają jednego na swego ucznia, który równocześnie staje się jego następcą.

- Trzech Legendarnych Sanninów - szepnęła Sakura, przypominając sobie Tsunade, Jirayę i Orochimaru. Blondynka wskoczyła jej na miejsce pierwszego Sannina. Teraz który był Mądrością, a który Sprawiedliwością?
- Istnieje jeszcze coś, co nie jest zapisane na kartach historii - zaznaczył Fugaku. - Pakt Sanninów, podpisany ich krwią - dodał i upił herbaty.
- Czego dotyczy ten pakt? - zapytała z lekką obawą Sakura.
- Inicjacji nowych Sanninów - mruknął Uchiha. - I zobowiązanie ich do posłuszeństwa starym, aż śmierć ich nie zmoże - Haruno jęknęła. To by wyjaśniało naznaczenie Naruto i Sasuke swoistymi pieczęciami. Określili ich przynależność. Ale w takim razie co z nią? Tsunade nigdy nie naznaczała jej w żaden sposób. Tylko ją uczyła. Wlewała jej swoją wiedzę wiadrami i rozwijała jej umiejętności, ale nie przypomina sobie żadnej klątwy czy tatuażu. A może nie jest jej wybranką? Może miała inną uczennicę, którą wyselekcjonowała na swoją następczynię? W sercu zakuł smutek i ból, ale szybko stłumiła go w zalążku. Nie czas na własne rozrzewnienia.
- Sakuro - zaczął ojciec braci. - Tu zaczyna się ciemniejsza strona naszego świata. Nigdy nie było dobra bez zła, mądrości bez głupoty - wymieniał. - Zawsze musi być coś przeciwstawne.
- Wiem, wiem - jęknęła z konsternacją. - Ale tak to jest, kiedy człowiek dowiaduje się, że bliska jej osoba ma wobec niej osobiste plany - dodała z goryczą. Tsunade była jej jak matka, a w jej mniemaniu matka nie powinna mieć interesu w kochaniu swojej córki czy syna.
- Sakuro! - obydwoje poderwali się na wesoły głos Mikoto. Kobieta włożyła do zlewu naręcze warzyw i podeszła do Haruno, ściskając ją mocno i całując w policzek.
- Pani Uchiha - uśmiechnęła się. Widziała ponad jej ramieniem surowe spojrzenie Fugaku, który kręcił ostrzegawczo głową. Mówił tym samym, że nie zgadza się na wtajemniczanie we wszystko jego żony. Haruno puściła mu oczko, a Uchiha oblał się delikatnym rumieńcem.
- Co tam u was słychać? - zainteresowała się czarnooka.
- Wszystko w jak najlepszym porządku - nie czuła się najlepiej, kłamiąc. Jednak z drugiej strony w czym minęła się z prawdą? Sasuke i Itachi byli zdrowi. Kształtowało się między nimi coś na wzór porozumienia i braterskiej więzi, a więc w interesie Mikoto wszystko szło pomyślnie.
- Och, tak się cieszę - zaszczebiotała.
- Myślę, że to jest kwestią dni, jak wyjawię Sasuke waszą obecność - mruknęła. Czuła, że to jest coś, co powinna zrobić. Im dłużej się z tym kryła, tym gorzej się czuła. Sasuke nie obnosił się z emocjami, ale zdawała sobie sprawę, jak bardzo brakuje mu matki i ojca. Była tylko jedna niewiadoma w tym wszystkim - jak zachowa się młody Uchiha, gdy pozna szokującą prawdę. Ta niewiedza sprawiała, że czuła się niespokojna i przepełniała ją obawa. Westchnęła.
- Skarbie, wszystko w porządku? - zmartwiła się Mikoto, widząc, jak na twarzy różowowłosej wykwita smutek.
- Tak, tak - uśmiechnęła się Sakura. Podniosła się z miejsca. - Pani Uchiha - zwróciła się do czarnowłosej. - Fugaku - skinęła w stronę mężczyzny, rejestrując zaszokowane spojrzenie mamy braci.
- To ja pracuję w pocie czoła, a wy tu sobie romansujecie?! - zawołała z udawaną obrazą. - W takim razie mów mi Mikoto - przytuliła ją do siebie.
- A więc Mikoto, Fugaku - odparła. Pożegnała się z nimi i obiecała, że niedługo znów pojawi się z wizytą. Wyraziła nadzieję, że będzie to już z Sasuke i Itachi 'm.
Po jej wyjściu nadal patrzyli nieruchomo w jeden punkt. Milczenie przerwało pukanie do drzwi. Jako pierwszy ocknął się Naruto.
- Wejść - huknął. Do środka wpadł spanikowany młody chłopak. Skłonił się lekko i spojrzał z przestrachem na Sasuke. Dobrze wiedzieć, że jeszcze ktoś się mnie boi pomyślał z sarkazmem Uchiha i zmierzył go chłodnym wzrokiem, od którego ten skulił się w sobie.
- Szacowny - zwrócił się do Uzumakiego, który przypomniał sobie, jakie zadanie zlecił początkującemu shinobi. Gdyby nie powaga sytuacji, Sasuke wybuchnąłby niepohamowanym śmiechem. - Tak, jak kazałeś sprawdziłem grobowiec Starego Pustelnika.
- I? - ponaglił go Naruto, gdy ten kątem oka zagapił się na kruczowłosego. Chłopak ocknął się.
- Pusty, Hokage - dodał i skinął. Dłonie mu się trzęsły, a po plecach przebiegał rytmiczny dreszcz. Bał się Uchihy. Z resztą, podobnie jak większość mieszkańców wioski.
- Możesz odejść - głos Uzumakiego był słaby i niedowierzający. Młodzieniec odwrócił się na pięcie i szybko umknął za drzwi. Przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Demon na demonie i na dodatek zmartwychwstania - mruknął Naruto, odchrząkując. Sasuke wypuścił głośno powietrze i zerknął na blondyna.
- Szkoda tylko, że nie są to radosne nowiny - wymamrotał i opadł ciężko na fotel. - Ale jak? Nigdzie nie piszą o takich zjawiskach. Technika Przywołania pochłania za dużo chakry. Kto jest na tyle potężny, by przywołać aż dwie dusze?
- Nikt - odparł po chwili zastanowienia Naruto. - Poza tym poczulibyśmy cokolwiek, gdyby pojawili się tymczasowo? Jako duchy? - zainteresował się Hokage.
- Nie - odpowiedział Sasuke. Swego czasu interesował się nekromancją, jednak wiedział, że igranie ze śmiercią nigdy nie kończy się dobrze. Albo oddajesz się jej w całości i tylko odwlekasz swój kres, albo w ogóle z nią nie zadzierasz. Wóz albo przewóz.
- Jedyną odpowiedzią jest taka, że oni nie umarli - mruknął Naruto. - Ale to by oznaczało, że Jiraya świadomie mnie porzucił - dodał, czując, jak w jego wnętrzu rośnie gorycz i żal.
- Niemożliwe - Uchiha podniósł się ze swojego miejsca. - Widziałem jak Orochimaru ginie! Czułem jego ostatni oddech na swoim policzku. Manda pochłonął go w swoje cielsko. Nie mógł ujść z życiem!
- A jednak - szepnął Uzumaki. - Trzeba dowiedzieć się więcej. Po co się wskrzesili? Co ich do tego pchnęło? - nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie, a jednak je otrzymał.
- My - Sakura wyszła z kąta pokoju i zmierzyła ich bacznym spojrzeniem. Po urywku z ich rozmowy zrozumiała słowa zapisane na pergaminie, który wręczył jej Fugaku. - Witamy wśród żywych, panowie - sarknęła i podeszła do okna. Uchiha zdziwił się, że nie wyczuł jej obecności.
- My? - zainteresował się Sasuke, odganiając na bok swoje myśli.
- Wśród żywych? - dopytywał Naruto, który bladł na samo wspomnienie życia i śmierci.
- Zdecydujcie się, co chcecie wiedzieć najpierw - zdenerwowała się Haruno. Widać było, że jest poważnie wytrącona z równowagi. - Mówić do was to jak rzucać grochem o ścianę! Dwa matoły! Jeden głupszy od drugiego! - wrzasnęła.
- Sakura... - zaczął zakłopotany Naruto, a Sasuke obserwował zachowanie Haruno.
- Nie Sakura! Nie Sakura! - wyrzuciła ręce w górę. - Zachowywaliście się jak dwa żywe trupy!
- Ta znowu o śmierci! - zawołał Uzumaki. Sasuke przewrócił lakonicznie oczami.
- Sparaliżowała was wiadomość o zmartwychwstaniu Jirayi i Orochimaru, a co dopiero będzie, jak staniecie z nimi oko w oko - uspokoiła się, ale jej głos ciął powietrze niczym strzała.
- Co? - wtrącił się Sasuke, zanim Naruto zaczął się gorączkować. Kobieta posłała mu umęczone spojrzenie.
- Myślicie, że po co wygrzebywali swoje truchło z ziemi? - zapytała retorycznie. - Mają cel, plan, a my powinniśmy się go obawiać - dodała tajemniczo. Sasuke i Naruto spojrzeli po sobie.
- Co wiesz? - zainteresował się Uchiha. Różowowłosa westchnęła. Opowiedziała im wszystko, czego dowiedziała się od Fugaku. Pominęła fakt, że to on ją wtajemniczył w całą wiedzę, jaką posiadał na ten temat. Teraz to było nieistotne. Obserwowała jak na ich twarzach zakwita cała gama negatywnych uczuć. Od przerażenia po gniew.
- Cała trójka - zaczęła. - Idą po nas - skwitowała. - Mają wobec nas wielkie plany, które, chcąc czy nie, zrealizujemy.
- Paranoja - skwitował Naruto, czując, jak wszystko wali się u podstaw. - Musimy znaleźć jaskinię Babuni - zarządził. Sakura zesztywniała.
- Po co? - zapytała, ledwie kryjąc panikę, która ją ogarnęła.
- Żeby ukryć mieszkańców - wyjaśnił zdezorientowany Naruto. Dla niego było to oczywiste.
- Jeszcze nic nie wiadomo - wymamrotała kobieta. Musiała szybko coś wymyślić, albo wszystko odkryją, nim sama zdoła powiedzieć Sasuke prawdę. Nie mogła do tego dopuścić.
- Sakura - zaczął Naruto i złapał jej drobne, chłodne dłonie w swoje wielkie i ciepłe. - Jeżeli ta jaskinia istnieje - w jego głosie pobrzmiewała desperacja. - Ty jedyna możesz wiedzieć, gdzie się znajduje. Wiem, że nienawidzisz Tsunade z całego serca za to, co ci zrobiła - kontynuował, a różowowłosa czuła, jak w jej sercu rodzi się gniew. - I ja też jej za to nienawidzę, ale błagam, zmień chociaż część zła, które wyrządziła, w odrobinę dobra - dodał i spojrzał głęboko w jej chłodne spojrzenie. Sasuke zdębiał na słowa przyjaciela. Tak wielkiego oddania i poświęcenia nie był sobie w stanie wyobrazić, a co dopiero odczuć. Wciąż zaskakiwało go, jak bardzo wszystko się zmieniło.
- Naruto - rzuciła beznamiętnie. - To miejsce nie istnieje. Nigdy nie istniało i nie dam rady go wyczarować! Więc odpuść - zostawiła niedopowiedzenie i skierowała się do wyjścia. - Muszę coś załatwić. Wy w tym czasie zastanówcie się, co dalej. Trzeba działać - mruknęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Sasuke i Naruto spojrzeli po sobie wypruci z jakichkolwiek emocji.
- Wszystko się zmienia, przyjacielu - powiedział odległym głosem Hokage. Nawet nie wiedział, ile miał racji.
Itachi siedział w swojej sypialni, gdy usłyszał donośne trzaśnięcie drzwiami. Doskonale wiedział, kogo przywiało. Zaczął panikować, szukając miejsca, gdzie mógłby się schować, ale po chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło i westchnął.
- Głupi - skarcił się pod nosem. - Czego tu się bać... - dodał.
- Może mnie?! - dziki krzyk rozległ się tuż przy drzwiach do jego sypialni, które sekundę później otworzyły się z impetem ukazując emanującą energią Baku. - Ty kanalio! - wrzasnęła i ruszyła na niego z całą swoją mocą. Itachi należał do potężnych shinobi, jednak bijū siódmego doskonale wiedziała, jak z nim postępować. Jedyne, na co teraz liczył, to dyplomacja.
- Baku, posłuchaj mnie najpierw - zaczął, unosząc ręce w geście poddania. Dziewczyna jednak złapała go za przód koszuli i rzuciła nim za siebie. Itachi obrócił się w powietrzu i miękko wylądował na nogach. - Przestań szarżować... - podjął kolejną próbę, ale w tej chwili w jego stronę poleciała wielka płomienista kula. Z niewielkim trudem pochwycił ją, w duchu dziękując, że jego żywiołem jest właśnie ogień, i zniwelował ją do małego płomyczka. Wątły języczek zamigotał, a chwilę potem Itachi zdmuchnął go jak świeczkę. - Spalisz Sakurze dom i wszyscy wylądujemy na ulicy - próbował w innym kierunku, ale i to nie pomogło. Dziewczyna już miała uformowaną jedną parę skrzydeł.
- Powiadasz, że moje ciało wygląda jak odwłok owada, tak?! - ryknęła i zaatakowała z powietrza. Itachi zrobił unik i szybko skierował się w dół, w stronę sali treningowej. - Dokąd, ty tchórzu! - doskonale słyszał jej wrzask pełen dzikiego gniewu.
- Złap mnie, jeśli potrafisz, pszczółko! - nie mógł się powstrzymać od tego zdrobnienia, czym jeszcze bardziej rozjuszył Baku.
- Itachi Uchiha! Jesteś martwy! - ledwie zdążył wbiec do wielkiej hali, gdzie codziennie trenowali, gdy zaraz za nim pojawiła się rudowłosa z drugą parą skrzydeł.
- Ale skąd ci przyszło do głowy - w połowie zdania musiał przerwać, by zrobić unik. - Że nazwałem cię owadem? Przecież ja nawet nie widziałem cię nago - dodał i padł na ziemię, gdy jedno skrzydło przecięło powietrze dokładnie w miejscu, gdzie przed chwilą była jego głowa.
- Co? - zapytała spokojniej i znieruchomiała. - Twoje próby obrony są strasznie nieudolne. Słabo ci idzie, Itachi - warknęła, jednak nie zaatakowała ponownie.
- No, dobra - rzucił Uchiha, ale nie podniósł się z ziemi. - Przebrałem cię, ale nie widziałem cię nagiej! - zawołał, gdy Baku zamachnęła się skrzydłem. - Było ciemno, a ja skorzystałem ze swojej umiejętności odczytywania aur. Błagam, opanuj się! Rozniesiesz ten dom w drobny mak! - zawołał. Płomiennowłosa znieruchomiała.
- Nie widziałeś mnie nagiej? - powtórzyła jego słowa. Już wiedziała, co się stało. - Przeklęty Sasuke - warknęła, ale na jej wargach igrał uśmieszek.
- Co? - zapytał Itachi, który w końcu odważył podnieść się z ziemi. Otrzepał ubranie z kurzu i spojrzał na dziewczynę.
- Twój braciszek - odparła, śmiejąc się w głos. - Rany! To on mi nagadał o tym, że widziałeś mnie nagą i zastanawiałeś się ile mam z owada - dodała. Z twarzy mężczyzny zeszły wszelkie kolory.
- Sasuke, powiadasz? - rzucił mrocznie. - Chciał się zemścić za pocałunek z Sakurą.
- Prawie mu się udało - parsknęła i pomachała mu na do widzenia. - Lecę! - i tyle po niej było.
Baku szła ulicą pogwizdując wesoło. Skierowała się w głąb zagajnika, poszukując jakiegokolwiek miejsca, żeby usiąść i pomyśleć. Wyłączyć wszelkie czynniki z zewnątrz i oddać się czemuś na kształt medytacji. Już miała skręcić w lewo, gdzie prowadziła ją dróżka, gdy po prawej stronie mignęły jej różowe włosy przyjaciółki.
- Sakura? - szepnęła i ciekawa poszła w ślad za Haruno. Wyczuliła zmysły na jej chakrę i stwierdziła, że kobieta specjalnie obniżyła jej poziom. Co ukrywasz? zastanowiła się. Nagle zatrzymała się gwałtownie, czując, jak Sakura robi to samo. Z bijącym sercem szybko wskoczyła w pobliskie krzaki, klnąc pod nosem na czym świat stoi, gdy okazało się, że był to ciernik. Tak się to kończy, gdy podsłuchujesz, zaśmiał się z niej Chōmei, a Baku warknęła cicho. Sycząc wydostała się spomiędzy gałązek, szarpiąc ubrania i skórę, ale ciekawość była większa, niż obecny ból. Znów ruszyła w ślad za Haruno, zadając sobie w głowie milion pytań odnośnie tajemnicy różowowłosej.
- Mam cię - szepnęła triumfalnie, gdy stanęła za jednym drzewem, obserwując Sakurę. Kobieta stała przed skałą, od której biło silne pole chakry. Jeszcze raz upewniła się, że nikogo w pobliżu nie ma i machnęła dłonią, a kamienna ściana wpadła do wnętrza góry, ukazując niewielkie przejście. Różowowłosa pewnie postąpiła do środka, a kamień momentalnie wskoczył na swoje miejsce, ponownie przesiąkając chakrą Haruno.
- No, to pomedytuję sobie tutaj - Baku wyszła z ukrycia i usiadła idealnie na wprost wejścia. Zamknęła powieki i oddała się rozmyślaniom.
Sakura od razu skierowała się w stronę zagajnika. Prośba Naruto wyprowadziła ją z równowagi i sprawiła, że zaczynała panikować. Musiała natychmiast uspokoić zszargane nerwy i postanowić, co dalej. Przedzierała się przez znajome zarośla, zmierzając ku kryjówce Mikoto i Fugaku. Musiała opracować z nimi plan ujawnienia. Miała w nosie, że Pain może nie wyrazić na to zgody. Ona musiała działać. Wiedziała, że słowa Naruto są słuszne, ale na razie niewykonalne. Była na siebie wściekła, że go okłamała, ale nie mogła inaczej. Winnego zaś upatrywała w Itachi 'm, który wplątał ją w to bagno, a teraz nawet nie fatygował się, by jej pomóc. Gwałtownie zatrzymała się w miejscu i spojrzała w niebo. Odetchnęła głęboko kilka razy, nie chcąc pojawić się u rodziców braci w stanie totalnej rozsypki. Wznowiła swój krok, wzmagając czujność. Jeszcze tego brakowało, by ktokolwiek przedwcześnie dowiedział się o jej sekrecie. Chociaż z drugiej strony poczułaby ulgę, gdyby nie musiała sama dźwigać tego ciężaru. Zatrzymała się przed skalną ścianą. Ostatni raz bacznie rozejrzała się wokoło i machnęła dłonią, a kamień ustąpił, ukazując jej schody w dół. Wpadła do środka nie zważając na ciemność, a odprowadzał ją odgłos wskakującej na miejsce naturalnej bariery. Chwilę potem cały surowiec rezonował jej chakrą.
- Fugaku - mruknęła, wiedząc, że mężczyzna ją usłyszy. Jak na zawołanie zza chaty wyłonił się pan Uchiha, nie kryjąc swojego zdziwienia jej widokiem.
- Sakuro - odpowiedział i obydwoje skinęli sobie głową.
- Nastąpiły komplikacje - od razu powiedziała, z czym przyszła. - Jiraya i Orochimaru zmartwychwstali i złączyli siły z Tsunade. Nie wiedzieliśmy, co to oznacza, aż nie dowiedziałam się o pakcie. W tym momencie zapewne szykują się, by zmusić nas do współpracy. W między czasie Konohę atakują inni wrogowie, Kabuto i mój brat, Daisuke - referowała i odczekała, aż Fugaku przyswoi nowe wiadomości. - Teraz Konoha stanowi również siedlisko demonów. Wszystko się sypie, Fugaku - dodała, ledwie panując nad rezygnacją w swoim tonie. - Naruto podejrzewa, że w niedalekim czasie i Madara ujawni się ze swoimi zamiarami. Szykuje się piekło - dokończyła.
- Domyślam się, że ta jaskinia będzie stanowiła schronienie dla mieszkańców wioski - dedukował.
- A nie mogę ujawnić jej istnienia, dopóki świat nie dowie się o waszym zmartwychwstaniu - zaśmiała się na własne słowa. Ludzie powstają z martwych, pomyślała. Zdecydowanie zbyt często słyszała ten wyraz.
- Kiedy wyruszamy? - zapytał. Kobieta westchnęła.
- Przyprowadzę braci tutaj. Będzie bezpieczniej - odparła i uśmiechnęła się słabo.
- Wiele dla nas robisz, Sakuro - Haruno wyczuła w jego głosie ciekawość. - Dlaczego? - zdziwiło ją to pytanie. Nie wiedziała czy krył się za tym jakiś test, czy może zwykła chęć poznania jej powodów. Niemniej nie zamierzała okłamywać Fugaku.
- Wiem, jak wiele Sasuke i Itachi wycierpieli po waszej stracie - zaczęła. - Obserwowałam, jak Sasuke zmienia się z dnia na dzień, oddala się od nas - kontynuowała, przeżywając wszystko od nowa. - A że go kochałam i kocham nadal, to bardzo mnie to raniło - spojrzała smutno na ojca braci. Widziała, jak w jego oczach rośnie ból i cierpienie oraz tęsknota. Tęsknota za swoimi synami, których już wkrótce dane mu będzie spotkać i zagarnąć w ciepłe ramiona.
- Naszej wdzięczności nie da się wyrazić słowami, dziecko - powiedział do niej troskliwym głosem, od którego Sakurze urosła w gardle wielka gula. Tak bardzo tęskniła za mamą i tatą. Zagryzła zęby, a jej spojrzenie wypełniło się determinacją.
- Nie oczekuję wdzięczności - odpowiedziała i chrząknęła znacząco. Nastrój Fugaku wrócił w dawne ryzy.
- Kiedy możemy się was spodziewać? - zapytał typowym dla Uchihów beznamiętnym tonem.
- W najbliższych godzinach - skinęła sztywno głową i wycofała się w stronę schodów. - Czas nagli.
- Sakuro? - zatrzymał ją głos mężczyzny. Obejrzała się za siebie.
- Tak?
- Czy... - zawahał się, jakby bał się znaczenia słów, które chciał wypowiedzieć. Zawziął się jednak w sobie i kontynuował. - Czy mój syn także cię kocha? - kobieta zamarła. Dobre pytanie, pomyślała, ale w porę ugryzła się w język. Zapewnił ją o swoim uczuciu, troszczył się o nią, był z nią, ale to wszystko było zbyt piękne. Bała się, że gdy da temu wiarę to, to zniknie, stając się gruzami niej samej.
- Mam taką nadzieję - odparła i zniknęła w czerni kamiennego korytarza.
Baku gwizdała z nudów pod nosem i rwała trawę wokół siebie.
- Na Jashina! Ileż można - zirytowała się. Wbrew pozorom była cierpliwą osobą, jednak gdy chciała poznać jakiś sekret, to stawała się drażliwa i narwana. Wpatrzyła się w kamienną ścianę, próbując siłą woli zmusić ją, by drgnęła. Skupiła się na każdym załamaniu i, wstrzymując oddech, oczekiwała jakiejkolwiek zmiany. Nagle skała zapadła się tak, jak uprzednio, a Baku wydała z siebie krótki krzyk niedowierzania. - Ruszyłam ją! - wrzeszczała.
- Ty... - usłyszała głos niedowierzania. Rudowłosa uspokoiła się i zmierzyła przyjaciółkę badawczym wzrokiem.
- Ja - odparła zuchwale i podniosła się z ziemi. - Moje kości. Coś ty tak długo tam robiła? - widziała, jak różowowłosa zaciska usta w wąską linię, a jej wzrok ucieka płochliwie gdzieś w bok.
- Nic - mruknęła i zamknęła przejście, które zabezpieczyło się chakrą.
- Czego tak pilnie strzeżesz? - drążyła Baku, ale widząc, że Haruno nie jest skora do rozmowy, zirytowała się. - Posłuchaj - rzuciła w jej stronę. - Albo mi powiesz, co tam jest, albo pobiegnę do boskiego duetu i wyjawię lokalizację tego miejsca - uśmiechnęła się, myśląc, że ma ją w szachu. Myliła się.
- W sumie to nie byłby taki zły pomysł - Sakura zmierzyła ją wyniosłym spojrzeniem. - Szantaż kiedyś obróci się przeciwko tobie - dodała zjadliwie.
- Co tam jest? - dopytywała. - No, weź - żachnęła się, widząc, jak niepewność targa Sakurą na wszystkie strony. - Przecież widzę, że cię to męczy - zauważyła, jak wzrok Haruno staje się błagalny. - Matko! Masz tam trupy?! - zawołała Baku, nie wiedząc, jak bardzo otarła się o sedno sprawy. Różowowłosa zachłysnęła się powietrzem.
- Jashinie! - Haruno westchnęła. - No, dobra. Ile wiesz o tragedii rodu Uchiha? - Baku zastanawiała się czy to przypadkiem nie był jakiś podstęp, ale mina przyjaciółki mówiła co innego. Biła od niej powaga i jednocześnie determinacja.
- No, wiem, że wymordowano większość z nich - powiedziała. - W tym rodziców braci - dodała. Kobieta spojrzała na nią błagalnie, a płomiennowłosa zaczęła kojarzyć fakty. Do tego dotarła do niej  reakcja Sakury na wspomnienie o przechowywaniu trupów. Teraz to bijū zachłysnęła się powietrzem.
- Niech mnie kogut kopnie, jeśli tylko może! - zawołała. - Nie chcesz mi chyba powiedzieć, że Fugaku i Mikoto Uchiha znajdują się w tej jaskini i bynajmniej nie leżą w trumnach?!
- Jak wychodziłam to Fugaku znosił drewno, a Mikoto pielęgnowała ogródek - odparła Sakura, udając entuzjazm. Finalnie wywróciła lakonicznie oczami i wbiła w Baku swój wyczekujący wzrok. Dziewczyna załapała jeszcze jeden fakt. - To jest Jaskinia Wielebnej Tsunade?
- Tak - odparła sztywno Sakura. - Ale to jest najmniej ważne - machnęła ręką. - Itachi wie o całej sprawie - zaczęła, a Baku dokończyła za nią.
- A Sasuke nie - różowowłosa skinęła bezwiednie głową.
- Jak mam mu to powiedzieć? - zapytała, a w jej głosie brzmiała czysta rozpacz. - No, jak?! - wrzasnęła w niebo, oczekując odpowiedzi. Ta jednak nie nadeszła.
- Czemu tak obawiasz się powiedzieć Sasuke, że jego rodzice żyją? - zainteresowała się Baku. - Przecież to dobre wieści - Haruno spojrzała na nią, jakby ta spadła z Księżyca.
- I jak mu wyjaśnię, że przez tyle lat ich nie było? Jak mu powiem, że Itachi o wszystkim wiedział? W końcu jak mu odpowiem na pytanie, które na pewno padnie, a zabrzmi: czemu nie powiedziałaś mi od razu? - Sakura pokręciła głową. - O to wszystko zapyta mnie, bo będzie zbyt wściekły na brata za kolejne kłamstwo, zbyt oszołomiony, by zwrócić się do wciąż żywych rodziców i zbyt rozgoryczony, by puścić mi to płazem - wyjaśniła. Rudowłosa przyznała jej rację.
- Przyprowadź go tu - odparła po chwili zastanowienia. - Nic nie mów. Po prostu otwórz wejście do jaskini. Twoje milczenie podziała na niego jak płachta na byka. Doskonale wiesz, że jest na twoim punkcie wyczulony - Haruno posłała jej mordercze spojrzenie. - No, co? Przestań tak reagować! Jest wrażliwy na wszystko, co dzieje się wokół ciebie. Twoje nietypowe zachowanie zmusi go do interwencji.
- To jest trudniejsze, niż przypuszczałam - szepnęła różowowłosa. Westchnęła i skierowała się w stronę domu. - Trzeba ruszać.
Sasuke siedział przy biurku i nerwowo notował wszystko, czego dowiedział się o pakcie Sanninów. Większość pamiętał z nauki ojca, jednak mijające lata zatarły część tych wspomnień, zmuszając go do odświeżenia starej wiedzy. Sprawa stawała się poważna i wymagała jego skupienia, jednak dziwne zachowanie Sakury nie pozwalało mu na całkowite oddanie się zbliżającemu się niebezpieczeństwu. Teraz zastanawiał się, gdzie podziała się Haruno. Znikała, to pojawiała się niespodziewanie, burząc spokój lub chłodząc napięte stosunki. Dzisiaj była wyjątkowo drażliwa. Westchnął. Znów zatopił się w notatkach, gdy usłyszał trzaśnięcie drzwiami, a powietrze wokół niego zawibrowało intensywnością chakr siódmego i dziesiątego. Podniósł się z fotela i szybkim krokiem skierował się w stronę salonu.
-... ja powiem Itachi 'emu, a ty rób swoje - usłyszał urywek wypowiedzi Baku. Zaintrygowany imieniem brata wszedł do pomieszczenia, w którym stały bijū demonów. Kiedy zauważyły go, wokoło zapanowała niezmącona cisza. Płomiennowłosa posłała mu spojrzenie wahające się między pocieszającym, a pełnym radości i wspięła się po schodach na piętro. Sasuke odprowadził ją wzrokiem, który następnie spoczął na Haruno. Między nimi panowało dziwne napięcie, jakby Sakura upatrywała w nim intruza. Uchiha początkowo poczuł strach, że to dziesiąty przejął nad nią kontrolę, ale kiedy spotkał zieleń jej tęczówek... Wtedy ogarnęło go przerażenie, bo Sakura wciąż była sobą.
- Sakura... - zaczął, ale ona go zignorowała. Wycofała się w stronę drzwi, a następnie odwróciła się do niego plecami i wyszła. Czarnowłosy, nie czekając ani chwili dłużej, ruszył w ślad za nią. Co kilka kroków wołał jej imię, ale ona nie odpowiadała. Żwawym chodem brnęła przed siebie, kierując się w stronę zagajnika. - Sakura, zatrzymaj się! - krzyknął. Zero reakcji. W jego sercu zapanowała panika, która odbierała mu oddech i zdolność logicznego myślenia. Miłość ogłupia, przez myśli przebiegły mu słowa Orochimaru, ale zepchnął je na bok. To było dawno i nieprawda. Już nie wierzył w nie tak, jak kiedyś. Dogonił ją i próbował złapać za rękę, ale ona zwinnie umknęła jego dłoniom. Wpadła między drzewa i rozpoczęła przeprawę przez gąszcz krzewów i splątanych gałęzi. Sasuke podążył w ślad za nią, nie przestając jej nawoływać. Bał się, jak jeszcze nigdy dotąd.
- Przepraszam - usłyszał jej zduszony głos. Klnąc pod nosem próbował staranować plątaninę pnączy i chwastów, ale okazały się być trudniejszym przeciwnikiem niż niejeden shinobi. W końcu udało mu się i dogonił ją, gdy wchodziła na polanę. Złapał ją za ramiona i odwrócił do siebie przodem. Zamknął ją w szczelnych objęciach, ale ona nie odwzajemniła gestu. Na skraju wykończenia nerwowego odsunął ją od siebie i potrząsnął nią.
- Sakura... - szepnął. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Proszę - poprosiła, ale usilnie starała się go nie dotknąć. -  Błagam, nie znienawidź mnie - jęknęła i wyrwała się jego objęciom. Zdezorientowany Sasuke patrzył w jej oczy nic nie rozumiejąc.
Wołał ją, a ona szła. Nie zatrzymała się ani na moment. Panika w jego głosie wyrywała jej serce. Sprawiała, że chciała podbiec do niego i otulić go swoim ciepłem, ale nie mogła. Zbyt wiele miało się wydarzyć, by postępować teraz nierozważnie. Zacisnęła zęby i szła. Szła, modląc się w duchu o siłę. Poczuła, jak Sasuke zbliża się do niej niebezpiecznie, więc umknęła w bok, zapuszczając się w zagajnik. Słyszała jego wołania, ale była za słaba, by otwarcie stawić mu czoła.
- Przepraszam - wiedziała, że ją usłyszy. Wiedziała, że dotrze do niego to jedno słowo, o którym zapewne zapomni, gdy dowie się wszystkiego. Zobaczyła polanę i westchnęła, w tym samym momencie grzęznąc w ciepłych ramionach Sasuke. Mężczyzna obrócił ją do siebie i przytulił, a Haruno ledwie tłumiła szloch. Może nie wszystko potoczy się tak, jak to przewidywała? Może nic się nie zmieni? Głupia, skarciła się w myślach. Za dobrze go znała. Odsunął ją od siebie i potrząsną gwałtownie, a Sakura czuła w tym geście panikę. Usłyszała swoje imię w jego ustach i zdrętwiała.
- Proszę - ostatkiem sił zmusiła się, by cofnąć się w tył. - Błagam, nie znienawidź mnie - wyrwała się z jego ciepłych objęć i wytrzymała napór jego spojrzenia. Machnęła dłonią, a skała za nimi wniknęła do wnętrza zbocza, ukazując przejście. Różowowłosa obróciła się na pięcie i wpadła w ciemność korytarza, słysząc za sobą kroki Sasuke.
- Sakura! - wołał. - Sakura! - biegła. Nie zatrzymywała się ani na moment. Czuła na twarzy powiew z wnęki jaskini, który dodał jej sił i odwagi. Jeszcze tylko kilka metrów! powtarzała sobie w głowie. Z daleka dotarł do niej słaby promień energii Baku i Itachi 'ego, wchodzących w korytarz. Już nie była sama. Z impetem wleciała do wnętrza wielkiej jaskini i zbiegła w dół, w stronę chaty.
- Witaj w Jaskini Tsunade - rzuciła, gdy odwróciła się na pięcie i ujrzała zaszokowanego Sasuke. Swoje obojętne tęczówki wbił w jej osobę, a Sakura skuliła się w sobie do rozmiarów główki od szpilki. Zaczyna się, pomyślała, ale nie pozwoliła zapanować nad sobą negatywnym emocjom. Musiała być silna. Jeszcze...
- Okłamałaś nas - jego głos przebił powietrze wokoło niczym lodowy pocisk. Kobieta nie odezwała się, przyjmując na siebie jego oskarżenie. - Dlaczego? - odpowiedź na to pytanie nie miała przynieść mu ulgi. Sakura doskonale o tym wiedziała.
- Musiałam - odpowiedziała. Patrzyła w jego chłodne spojrzenie i uginała się pod wpływem jego siły. - Błagam, zrozum... - szepnęła. Sasuke zszedł do niej i zbliżył się kilka kroków.
- Co było tak ważnego, że mnie okłamałaś? - zapytał, ledwie hamując gorycz w swoim głosie. - Jak mogłaś oszukać nas, gdy chodziło o dobro wioski?! - niemalże wypluł te słowa, a Haruno czuła, jak ich jad spala jej serce. Pod powiekami zapiekły ją słone łzy, ale nie pozwoliła im płynąć. Kątem oka dostrzegła, jak u wyjścia z jaskini pojawiają się Baku i Itachi. Jednak obydwoje trzymali dystans, obserwując zaistniałą sytuację.
- Sasuke - zaczęła, ale przerwał jej warknięciem.
- Nie masz usprawiedliwienia? Może jesteś w zmowie z wrogiem?! Masz w tym interes czy może już dawno pozwoliłaś Jubiemu na władzę nad sobą?! - nakręcał się, rzucając jej w twarz oskarżeniami, a Sakura przyjmowała jej ze spuszczoną głową. Była za słaba i zbyt mocno podminowana, by chociaż próbować odeprzeć część z nich. Po jej policzkach spłynęły słone łzy.
- Sasuke - rozbrzmiał się donośny, męski głos, a Uchiha spojrzał ponad jej ramię i zamarł. Cały świat stanął w jednej sekundzie, gdy spojrzał w tęczówki mężczyzny stojącego za plecami Sakury. Wszystkie mięśnie w jego ciele spięły się boleśnie, a w głowie zakręciło mu się od kłębiących się pytań. Płuca skurczyły się, niezdolne do pobierania tlenu, a serce zakołatało kilka razy i przeszło w szaleńczy galop.
- Sasuke - miękki, kobiecy głos spławił, że tym razem wszystko w nim puściło. Mięśnie zwiotczały, rzucając go na kolana, płuca nabrały spazmatycznie powietrza, jedynie serce wciąż tłukło się boleśnie o jego żebra. Sakura odsunęła się całkowicie w cień i z zamierającym ciepłem obserwowała, co działo się wokół niej. Wszyscy stali sparaliżowani biegiem wydarzeń. Baku skakała spojrzeniem od Sasuke po jego rodziców, Itachi wpatrywał się w ojca jak urzeczony, a Mikoto i Fugaku ledwie powstrzymywali rosnące w ich sercach rodzicielskie uczucia.
- Jak to... - zaczął Sasuke, ale nie był zdolny wypowiedzieć ani jednego słowa. Swoje puste spojrzenie utkwił w gasnącej zieleni tęczówek Sakury. Kobieta odwróciła zbolały wzrok czując, jak z jej serca i duszy ulatują ostatki nadziei, że kiedykolwiek jej wybaczy zatajenie prawdy. Nikt cię tu nie chce głos Jubiego przedarł się przez jej zamroczenie, jednak jej smutek i gorycz były na tyle silne, by zablokować jego dalszy, natrętny monolog. Niestety, to jedno zdanie przebiło się przez kokon obronny Sakury i echem odbijało się od pustych ścian jej umysłu.
- Synku - szepnęła Mikoto i podeszła do Sasuke. Upadła przed nim na kolana i czule pogłaskała go po policzku. - Tyle lat... - starła jego ciepłe łzy, ale one znów uparcie spłynęły w dół.
- Mama...? - zapytał cicho, z niedowierzaniem. - Mamo... - powtórzył i pozwolił, by wątłe ramiona Mikoto zamknęły go w swoim objęciu. Kiedy poczuł znajomy zapach, a w sercu zagościły ciepło i tęsknota, niepewnie odwzajemnił gest, aby już chwilę potem trzymać matkę w żelaznym splocie, płacząc i łkając jak dziecko. To samo dziecko, które w ten sam sposób żegnało swoich rodziców.
- Itachi - gdzieś ponad jego głową przebił się głos ojca i urywek obrazu wpadającego w objęcia taty, brata. Przez to całe oszołomienie dotarł do niego fakt, że Sakura o wszystkim wiedziała. Od czasu tamtego spotkania z jej bratem, jak nie wcześniej. Zapewnie już w Brzasku we wszystko ją wprowadzili. Nie był jednak zdolny odszukać jej wzrokiem. Wszystko przyćmiewał fakt, że właśnie trzymał w ramionach swoją mamę, która oddychała, a jej ciało pulsowało rytmem zdrowo bijącego serca. Gdzieś obok stał jego tata i Itachi.
Itachi, pomyślał. Nagle cała złość na brata zniknęła. Wyparowała z niego jak woda na pustyni, zostawiając go pustym i gotowym na nowe wspomnienia i uczucia. Wreszcie poczuł się wolny. Wolny od gniewu i nienawiści, wolny od pragnienia zemsty i od wszelkiego zła, które nim zawładnęło. Nie pozwolił jednak, by jego czyny z przeszłości odeszły w niepamięć. To go tworzyło i tego się wstydził. Zabijał, nie będąc lepszym od tych wszystkich złych, którym odbierał życia. Nagle poczuł, jak obok nich klękają Itachi i jego ojciec, a ich ramiona zagarniają ich do siebie. Wstyd z powodu okazywanych w tym momencie emocji uleciał gdzieś w eter, oczyszczając atmosferę między nimi. W głowie szeptał imiona wszystkich po kolei, a w jego sercu rosło nieopisane uczucie. To chyba była miłość i szczęście.
Sakura patrzyła na to wszystko z bólem i goryczą. Radość z ich zjednoczenia zmącił obraz rozprutych ciał jej rodziców i brata, który lustrował ją wygłodniałym spojrzeniem. Do tego Sasuke, który nigdy nie wybaczy jej okropieństwa, jakim bez wątpienia było zatajenie powrotu jego mamy i taty do żywych. W płucach zakłuł ją nadmiar tlenu, a serce zdawało się każdym uderzeniem odbierać jej cząstkę życia. Spięła boleśnie wszystkie mięśnie, walcząc z uderzającym w jej świadomość Jubim. Nie mogła pozwolić, by choć na sekundę przejął nad nią panowanie. Była teraz zbyt podatna na jego moc i zbyt słaba, by z nią ewentualnie walczyć. Rozproszona wydarzeniami czuła, jak traci nad sobą panowanie. Wzięła uspokajający wdech i bezszelestnie ruszyła w stronę wyjścia. Nawet Baku nie zauważyła, gdy różowowłosa opuściła jaskinię.
- Wybacz... - szepnęła Haruno, gdy wyszła na polanę. Odwróciła się w stronę wejścia i zdjęła z całości pieczęcie, aby mogli swobodnie opuścić wnętrze, a następnie udała się w miejsce, gdzie szukała ukojenia.
Cmentarz jak zwykle był pusty. Samotne nagrobki chyliły się ku ziemi, jakby i one umierały wraz z ludźmi, których upamiętniały. Przemierzała kolejne alejki, znając to miejsce na pamięć. Bezwiednie skręcała w kolejne ścieżki, sprawiając wrażenie zagubionej i bezsilnej. Płacz grzązł w jej gardle, gdy zbliżała się do swojego celu. Podświadomie błagała, by okazało się, że tego nagrobka nie ma. Że to miejsce jest puste, a w domu czekają na nią mama i tata oraz Daisuke. Jej kochany brat, którego kiedyś uwielbiała. Był jej rycerzem, jej opiekunem i najlepszym przyjacielem. Teraz zniknął, a jego miejsce zajął żądny władzy i mordu mężczyzna, którego poznawała jedynie z wyglądu. Zatrzymała się i pochyliła nad białą płytą. Delikatnie strzepnęła kilka liści i grudek ziemi, a po jej policzkach spłynęły gorzkie łzy.
- Mamusiu, tatusiu - szepnęła i uklękła, wczytując się w epitafium.

„A koniec jest początkiem i nową nadzieją...”

- Nadzieją na co? - zapytała głucho. - Dla kogo jest nadzieją?! - krzyknęła. Oparła się dłońmi o kamień, a jej łzy kapały na wyryte słowa. - Czy ktoś mi odpowie? - szepnęła słabo, jednak wokół panowała cisza. W jednej chwili straciła wszystko, choć miała tak niewiele. Zgubiła siebie, a miłość do Sasuke okazała się niewystarczająca, by przetrwać jego wzrok pełen pretensji i goryczy.
Chwilę trwało, nim stanęli na nogach, zdolni do jakiejkolwiek reakcji. Patrzyli po sobie, wciąż z niedowierzaniem i śladami łez na policzkach. Nawet Baku płakała jak dziecko, widząc tę scenę pełną ciepła i miłości. Nigdy nie spodziewała się, że ujrzy braci Uchiha w takiej odsłonie.
- Jak to możliwe? - zapytał Sasuke, w końcu zdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa.
- To długa historia, synu - Fugaku odparł drżącym od emocji tonem, chociaż względnie już się uspokoił. - Wiele się wydarzyło od tego czasu.
- Chcę wiedzieć... - szepnął.
- Kochanie, będzie na to czas - odparła Mikoto i przeczesała włosy swojego syna. - Gdyby nie Sakura, nic nie poszłoby tak łatwo, jak to miało miejsce - tu kobieta lustrowała twarze zebranych, ale nie napotkała zielonego spojrzenia. - Gdzie Sakura?
- Sakura? - wszyscy nagle zwrócili się w miejsce, gdzie ostatnio stała, ale jej nie spostrzegli. Do Sasuke dotarło, jak zinterpretowała jego zachowanie. Dopiero teraz zrozumiał ból w jej oczach i prośby o wybaczenie. Myślała, że ją znienawidzi za to, że ukrywała jego rodziców w tej jaskini. A najgorsze było to, że pozwolił jej w to uwierzyć! W jego sercu zrodził się niepokój, a płuca ponownie odmówiły pobierania tlenu. Jego świat znów stanął w miejscu, kiedy pojął, że już jej nie ma na wyciągnięcie ręki. Zniknęła, zostawiając go z nawałem emocji i przeświadczeniem, że zrobiła to na jego własne życzenie.
- Sakura... - szepnął z desperacją. - Sakura! - krzyknął.
****
Nie wiem, jak udało mi się to napisać. Zaczęłam wczoraj, a jest już dzisiaj. :)
Dziękuję wszystkim Czytelnikom, którzy jeszcze ze mną są. Dziękuję także Boskiemu Trio, które doskonale wie, że to do nich się zwracam. Szczególnie mojej Becie i Edytorowi w jednym. Pocieszaczowi i Osóbce, która może przeczyta mojego bloga i znajdzie w nim coś dla siebie :)
Tymczasem, pozdrawiam i do następnego! ^^

11 komentarzy:

  1. Hmm... nie jestem Twoją Betą ;p to Ty jesteś moją.

    Ale rozdział... Boże jak ja kocham to opowiadanie (i nagle stalam sie religijna) no ubóstwiam je i nic tego nie zmieni, ale przede wszystkim kocham czytać, to co piszesz. To było niesamowite. Łapczywie połykałam słowa, byle tylko szybciej dowiedziec sie, co bedzie się działo dalej. Nasycilaś ten rozdział emocjami, ktore niewatpliwie własnie Ci towarzyszą. Poczulam to wszystko. Czuję troche, jakbyś pozwolila mi zajrzeć do swojej głowy. Tutaj jest jeszcze jeden kawalontek Twojej duszy, widzisz?

    Spotkanie Sasuke z rodzicami bylo takie piękne. Sakura poczula sie odrzucona, samotna, a kto by sie tak nie poczuł? Taka zamiana ról. Kiedyś Sasuke powiedział Sakurze, ze ma wszystko, czego on chce i tego nie docenia, a teraz on ma to, czego ona by chciała. Ciekawie Ci to wyszło...

    Powrót Seninów też jest intrygujacy. Zastanawiam sie, co takiego zaplanowalas.
    Bedę niecierpliwie czekac na kolejny rozdzial... oj bardzo niecierpliwie. Kurde blaszka.

    Z milością
    Ikula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się podobało. Miałam wielkie obawy, gdy to publikowałam, bo na Twoim zdaniu bardzo mi zależy. Ale to dobrze. To pozwala mi zachować dystans do tego, co robię. Nie mogę popaść w samozachwyt (a większość z Was wie, że nigdy do tego nie dojdzie). Chciałam uraczyć Was swoimi emocjami. Może to dlatego tak szybko napisałam ten rozdział? Bo uczucia wręcz ze mnie kipiały? Nie wiem.

      Niemniej, Ikulo. Dziękuję za wylanie miodu na moim sercu i oczywiście do usłyszenia @ :) Jak zawsze czekam z niecierpliwością na wiadomość od Ciebie ^^

      Z uśmiechem
      .romantyczka

      Usuń
  2. Kochanie... jak Ty pięknie malujesz emocje. Tak, że tę całkiem dużą ilość tekstu przeczytałam w równo dwie minuty. I nie znalazłam ani jednego błędu.

    Ślicznie opisałaś scenę powrotu. Czułam to. Całym swoim sercem, całą duszą. Podzielam zdanie Ikuli. Jest tak, jakbyś ukazała nam swoje uczucia i cierpliwie czekała na to, co my z tym zrobimy. Jakbyś nam zaufała całkowicie. To zaszczyt :*

    A co do Sanninów... no, ciekawa jestem, coś Ty tam wymyśliła. Bardzo, bardzo ciekawa :*

    Dziękuję... Ty już wiesz, za co :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się dokleiłyście do Sanninów. Matulko, a nie interesuje Was czy nie mam czasem w planach uśmiercić kogoś? :P

      Ale dziękuję. Zawsze łatwiej szło mi okazywanie uczuć pisząc, niż wypowiadać je na głos. Moim priorytetem jest wzbudzić w Was emocje, abyście poczuli się jak oni. Jestem rada, że mi to wychodzi. A Ty, Lisiaku, nie wymiguj się, tylko pisz. Jak ja dałam radę, to Ty nie dasz?! Nie rozśmieszaj mnie! Wiem, że istnieją trzy nogi, które kopną Cię, jak nic nie dodasz na swojego bloga :*

      Pamiętaj, jestem z Tobą i chętnie odpowiem na WSZYSTKIE Twoje pytania w @ :)

      Z uśmiechem
      .romantyczka

      Usuń
    2. A zamierza kogoś uśmiercać? ^^

      Dobrze, już dobrze, dupę ruszam i piszę. Swoją drogą, jutro czeka Cię mała niespodzianka :*

      Usuń
  3. Yeah w końcu spodkał się z rodzicami,super.Całe szczęście,że jej nie znienawidzi. :) Nie mogłam się doczekać tej notki,ale cieszyłam się twoim jednopartówkami które są świetne. :DNie mogę się doczekać następnej notki,ciekawa jedtem co tam wymyśliłaś z tym zmartwychwstaniem. Pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie wiemy, jakie głupstwo popełni Sakura :) Sasuke może jej nie nienawidzić. Nic nie jest pewne :P Kurczę, wy na serio interesujecie się tymi Sanninami :D dziękuję za komentarz i do zobaczenia pod kolejnym L*

      Usuń
  4. Mam nadzieje, że Sakura nie wymyśli nic głupiego, mam nadzieje, że Sasuke zrozumie jej zachowanie i odpuści na chwile z tą dumą. Wcale jej się nie dziwie, że wyszła z tej jaskini też bym tak zrobiła.. Czekam na dalszy ciąg i podziwiam Twój styl pisania. Naprawdę rewelacja!
    theAnnkorn

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy kończę, równiutko wybija nowy dzień. Nie ma to jak w czeluściach i mroku nocy rozprostować chrupiące kosteczki kręgosłupa, po kilkugodzinnym wpatrywaniu się w ekran z niemal zwierzęcą zachłannością.
    Zastanawiałam się... jak mam komentować. Każdy rozdział osobno, czy raczej całość? Jednak doszłam do wniosku, że na kumulację moich uczuć i przeżyć przyjdzie czas. Oddawałam się literkom, które składały się na wyrazy, wyrazom, które składały się na zdania... zdania zaś stworzyły spójne rozdziały, a one wszystkie to cudowne opowiadanie, które pochłonęło mnie od pierwszych momentów.
    Teraz nadeszła pora na przekazanie tego, co we mnie wrze.
    Gdy zaczynałam i byłam bodajże przy trzecim lub czwartym rozdziale, kiedy to Sasuke wrócił do wioski, powiedziałam sobie w duchu, że "Tego jeszcze nie grali!". I nie chodziło mi o sam jego powrót...
    Znów prostota pomysłu okazała się najlepsza. Zamieniłaś Sasuke i Sakurę rolami. Zawsze uwielbiałam młodego Uchihę w "dobrej" odsłonie, jednak Sakura jako "ta zła" dodała Twojemu opowiadaniu smaku, którego szukałam dłuższy czas. Oryginalny, nieszablonowy pomysł, nad którym pewnie wiele osób dumało.
    Co by było gdyby ci dwoje zamienili się rolami?
    Ty złapałaś wszystko za rogi i zabrałaś się do tworzenia.
    Przeczytałam całość w zaledwie dwa dni, chłonąc każde kolejne wiadomości, czując mętlik w głowie. Nadmiar uczuć, emocji i... wątków! Tak wiele wątków w jednym miejscu! Jednak co najlepsze, czuję, że nad nimi panujesz. Każdy z nich, zarówno rodzinę Uchiha, morderstwo rodziców Sakury, Daisuke i Kabuto, dziesięcioogoniastego, Tsunade... jejku, sporo tego, naprawdę! Podziwiam Cię za nieszablonową wyobraźnię, która poszerzyła i moje horyzonty. Z czegoś prostego stworzyłaś cudo.
    Spodobał mi się jeszcze jeden aspekt całej sytuacji. Charaktery.
    Sasuke faktycznie zachowywał się jak dziecko, lecz w dobrym sensie. Po powrocie błądził nie tylko na zewnątrz, lecz we własnej świadomości. W jego życiu wszystko działo się szybko, musiał na nowo zapoznać się z uczuciami i to było bardzo dobrze przekazane. Czułam, że żyjesz wraz z bohaterem. Oczywiście zdarzały się potknięcia, gdy wspomniany Uchiha plątał się we własnych myślach niczym schizofrenik (często był niepewny lub zmieniał zdanie - facet zmiennym jest), ale nie były na tyle pogmatwane, aby wpłynąć na mnie negatywnie. Czasem wręcz uśmiechałam się pod nosem. Mściciel... zagubiony?
    Sakura też mnie zaskoczyła. Udało Ci się pokazać ją dojrzałą, odważną, ale nadal nieco płaczliwą. Jedna z tych dwóch sprzeczności zwykle dominuje. Nie tutaj. Udało Ci się zrównoważyć całość i stworzyć charakter, który podziwiałam od zawsze. Twarda sztuka, ale wrażliwa.
    Cała intryga wzbudza we mnie kontrowersje. Mam swoje podejrzenia, domysły, ale chyba każdy je ma. Cierpliwie czekam na wyjaśnienie całej sprawy i przyznam się bez bicia... gryzę się w język, że przeczytałam to tak szybko. Dwudziesty pierwszy rozdział skończyłaś w takiej chwili, że nie mogłam się pogodzić z brakiem kontynuacji. Targało mną uczucie, jakby wszystkie emocje zebrane podczas czytania skumulowały się i wybuchły, odpalone nieopanowanym strachem Sasuke o jego Wisienkę.
    Jak już wspomniałam... uwielbiam tego gościa w roli kochającego faceta. ^^
    Dziękuję Ci za przygodę, którą przeżywam razem z bohaterami... no i z Tobą. Ze swojego małego (ale zawsze) doświadczenia wiem, że to, co przelewamy na wirtualny papier, jest często odzwierciedleniem naszego charakteru, sytuacji wokół, czy nawet ludzi... inspiracje są wszędzie. Więc jeśli możesz inspirować się własnym życiem, to masz je albo bardzo ciekawe, albo bardzo urozmaicone, niekoniecznie pozytywnie. Coś o tym wiem, a opowiadania pomagają mi się od tego oderwać. Nie tylko ich pisanie, ale i czytanie. Dlatego dziękuję. Dziękuję że pomogłaś mi się oderwać i wciągnęłaś mnie w swój mały świat.
    Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. ^^
    Matane!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, oj, oj. Wstałam rano i zaglądam na pocztę, a tu hop! Taki mały-wielki bonusik. :)
      Szczerze przyznam, że nie spodziewałam się Ciebie tutaj. Nie, nie zwątpiłam, ale nie miałam choćby cienia, który pozwalałby mi na nadzieję. Jednak bardzo się cieszę, że przeczytałaś to wszystko i poświęciłaś swoją uwagę na komentarz.

      Sama wiem, że na początku te rozdziały wyglądały komicznie. Błąd na błędzie w towarzystwie błędu. Mnie samą raziło, ale jak widzę - Ty byłaś odporna :) Nie wiem co powiedzieć, na ten wybuch emocji. Może to, że się nie spodziewałam tak gwałtownej reakcji? Która jednak mnie cieszy, zważając na fakt, że ostatnimi czasy przechodzę ciężki okres. Teraz już wiem, że mogę mówić o mojej Boskiej Trójcy :D z którą zawsze i wszędzie chętnie porozmawiam.

      Raz jeszcze dziękuję. Dobrze wiedzieć, kiedy robi się coś dla kogoś - wtedy inwencja i chęci same wpadają w objęcia weny :)

      Ściskam
      .romantyczka

      Usuń
    2. Ojejciu... szczerze przyznam, że nie zdawałam sobie sprawy, iż tą "Osóbką" miałabym być ja. Czuję się zaszczycona i... w sumie nie wiem co miałabym jeszcze powiedzieć. Po prostu się cieszę. ^^
      Już widzę, że przydałby Ci się solidny kop energetyczny. Mogę się tylko domyślać co cię nawiedza, gdy mówisz o "ciężkim okresie". Podejrzewam jednak, że Ikula i Lisiak stają na wysokości zadania i pomagają Ci się z tym uporać. Może kiedyś do nich dołączę, a na razie mogę tylko z całego serca życzyć poprawy. Oby wszystko wokół Ciebie powoli się układało.
      Twój nick odzwierciedla całą Ciebie. Czuję, że jesteś niezwykłą i wrażliwą osobą. Wyczułam te emocje w Twoim opowiadaniu, dlatego pochłonęło mnie bez reszty. Te słowa to Ty. Dlatego cieszę się, że jestem chociaż malutką cząstką tego, co stworzyłaś.
      Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki. Za wszystko. ^^

      Usuń