Stali we
trójkę w gabinecie Naruto, gdzie panowała teraz niezmącona cisza. Sasuke wciąż
nie mógł uwierzyć w to, co miało miejsce na polu treningowym numer dwa. Jego
klątwa uaktywniła się po latach stagnacji i nie dawała o sobie zapomnieć,
promieniując ćmiącym bólem. Naruto zaś wciąż trzymał się za brzuch, na którym
ożył dawno nieodczuwany symbol. Jego spojrzenie było nieobecne, wpatrzone w dal
za oknem, a sam mężczyzna milczał, co nie zdarzało mu się prawie nigdy.
- Ocknijcie się!
- warknęła rozjuszona Sakura. Dwie pary oczu zwróciły się ku niej z malującym
się w nich otępieniem. Przywodzili Sakurze na myśl dwójkę naćpanych do
nieprzytomności facetów. Westchnęła zrezygnowana. - Zamierzacie tak stać i
gapić się w ścianę? Ogarniecie się? - pytała, ale oni wciąż milczeli. Od kiedy
dowiedziała się o rzekomym zmartwychwstaniu Jirayi i Orochimaru zachowywali się
tak nieustannie.
Do Sasuke nie
szło trafić. Mamrotał coś pod nosem, pełen determinacji i złości. Wciąż zaciskał
pięści i syczał pod wpływem dokuczliwej klątwy. Czasami w ogóle się nie odzywał
i, podobnie jak Naruto, wpatrywał się w przestrzeń przed sobą. Kobieta
doskonale wiedziała, że analizował zaistniałą sytuację, nie potrafiąc odnaleźć
sensownego wytłumaczenia dla obecnych wydarzeń.
Naruto z kolei
nie mówił nic. Milczał, zapadnięty gdzieś w swoje myśli i nie reagował na żadne
czynniki z zewnątrz. Hinata jeszcze nie zdążyła się dowiedzieć o nowinach, a
Sakura obawiała się, że gdy tylko tak się stanie, granatowo włosa zacznie się
stresować, co może znacznie zaszkodzić jej dziecku. Z ust Haruno znów wydobyło
się westchnięcie.
- Błagam,
odezwijcie się wreszcie! - zawołała w rozpaczy. Zaistniała sytuacja, w której
się znalazła, była dla niej nowa i całkowicie nieznana. Sasuke i Naruto w
stanie totalnego otępienia? Jak żywe trupy? Spojrzała po nich, nie
doświadczając żadnej reakcji. Jęknęła i uniosła dłonie w geście całkowitego
poddania. - Jak chcecie. Żegnam - rzuciła i teleportowała się w miejsce, gdzie
upatrywała nadzieję na więcej informacji.
Rozejrzała się,
upewniając się, czy przypadkiem nikt nie kręci się w pobliżu i wsunęła się w
głąb jaskini. Zeszła w znajome otoczenie i odetchnęła spokojem tego miejsca.
- Pani Uchiha!
Panie Uchiha! - zawołała. Drzwi chatki otworzyły się, a w nich pojawił się
Fugaku.
- Witaj, Sakuro -
odparł i wpuścił ją do środka. - Mikoto pracuje w ogródku - wskazał ręką małe
poletko na tyłach domu.
- To nawet lepiej
- rzuciła Haruno i spojrzała mężczyźnie w oczy. - Dzieją się rzeczy, które nie
zwiastują najlepiej - dodała. - Mogę usiąść?
- Proszę, rozgość
się - jego ton stał się poważny. - Zaparzę herbaty - zaproponował. Sakura
skinęła głową i zajęła pobliskie krzesło.
- Zanim jednak
przejdę do sedna - zaczęła. - Jak się państwo czują? Wszystko jest w porządku?
- Dziękuję, wbrew
wiekowi trzymamy się całkiem nieźle - zażartował, a różowowłosa zaśmiała się w
głos. Podobała jej się wersja pana Uchihy w wydaniu luźnego żartownisia. Jednak
jej słowa o zagrożeniu wciąż wisiały w powietrzu jak niewidzialna groźba, która
czyhała by spaść na nich niepohamowanym gradem strachu i niewiedzy. Kiedy tata
braci odstawiał czajnik, skrzywił się lekko, ale jego twarz momentalnie
przybrała maskę opanowania.
- Coś pana boli?
Mogę spojrzeć - zaproponowała. Obserwowała, jak w jego oczach rósł bunt i chęć
odmowy, dokładnie tak samo, jak u Sasuke. - Nie ma sensu się spierać. Proszę mi
powiedzieć, o co chodzi - Fugaku zacisnął dłonie w pięści, ale wyraz jego
twarzy nie zaostrzył się.
- Podnosiłem drewno i chyba źle złapałem jedną
partię - odparł i wskazał na swój bark. - Naderwałem kilka mięśni, tyle -
dodał, kończąc wypowiedź. Sakura wstała z zajmowanego krzesła i podeszła do
mężczyzny.
- Mogę? -
zapytała i wskazała ręką na nadwyrężone miejsce. Pan Uchiha niechętnie skinął
głową. Sakura zaśmiała się w duchu. Cały
Sasuke pomyślała. Już dawno zauważyła, że to Itachi więcej odziedziczył po
matce, chociaż bardziej był związany z ojcem.
Kiedyś zwierzał
jej się. Opowiadał, jak to Fugaku zabierał ich na treningi, uczył ich technik i
towarzyszył w nauce. Zawsze to właśnie starszy z braci słuchał go najuważniej.
Ojciec był dla niego autorytetem. Uosobieniem siły i mądrości. Śmiał się wtedy,
że z Sasuke to były takie ciepłe kluchy Mikoto. Lgnął do kobiety całym sobą,
uwielbiał jej słuchać i towarzyszyć jej, jednak wbrew pozorom szybko się uczył
tego, co chciał przekazać mu tata.
Zerwała
wspomnienie i skumulowała w dłoni leczniczą chakrę. Dotknęła nią ramienia
mężczyzny, a po kilku sekundach odsunęła się i znów usiadła w swoim krześle.
- Gotowe -
odparła. Fugaku pewnym ruchem podniósł rękę w górę i stwierdził, że już nic go
nie ogranicza. Sakurę zaś zdziwił fakt, że nie zawahał się przed ewentualnym
bólem. W ciemno zaufał jej umiejętnościom i dał wiarę jej wiedzy i zdolnościom.
- Dziękuję -
odparł mężczyzna. Haruno skinęła głową. Odczekała, aż pan Uchiha zaleje herbatę
i dołączy do niej przy stole. - Nim zaczniemy rozmowę, proszę, mów mi po
imieniu - kobieta zawahała się, jednak doszła do wniosku, że nie mają czasu na
zbędne grzeczności w stylu: ależ nie, jakże bym mogła.
- W takim razie,
Fugaku - przetestowała brzmienie jego imienia w swoich ustach i stwierdziła, że
da radę się przyzwyczaić. - Klątwa Sasuke uaktywniła się dzisiejszego ranka.
Podobnie jak znaki na ciele Naruto. Obydwoje wiemy, że Orochimaru i Jiraya nie
żyją, a przynajmniej było tak, aż do teraz - brwi mężczyzny ściągnęły się w
grymasie niezadowolenia. - W tym momencie obydwoje stoją w gabinecie Naruto i
nic do nich nie dociera. Są jak kukły - żachnęła się i wywróciła oczami.
- Sakuro, ile
wiesz o Legendarnych Sanninach? - zapytał, a Haruno pod skórą czuła, że ta cała
sytuacja jest bardzo poważna i nie bez znaczenia dla ich przyszłości. Demon w
jej wnętrzu poruszył się niespokojnie.
- Wiem, że było ich
trzech - odparła, wiedząc, że ta informacja to zapewne nic w porównaniu z całą
historią.
- Wiesz niewiele
- stwierdził. - Spokojnie, mało kto zna ich prawdziwy cel i pochodzenie -
dodał, widząc, jak Sakura zaczyna kręcić się niespokojnie. - Wynika to co
prawda z ignorancji, ale cóż. Nie wnikam.
- A więc? O co
chodzi? Czemu nagle wszystko wyszło na wierzch? - dopytywała. - Sprawa robi się
nieprzyjemna. Demony, tajemnicze ataki, żądze zemsty - wymieniała. - Wszystko
to nasiliło się w jednym czasie. Niepokoję się - mruknęła.
- Przyniosę
pewien zwój. Przeczytaj go i wtedy może cokolwiek rozjaśni ci się w głowie -
rzucił w pewnej chwili i zniknął w czeluściach przylegającego do kuchni pokoju.
Kilka minut później pojawił się z powrotem i wręczył jej kawałek pergaminu. Nie
był on stary, ale i tak wyświechtany i lekko zmięty. Zapewne od częstego
użytku. Haruno odebrała go z rąk Fugaku i zaczytała się w treści.
Trzech Legendarnych Sanninów istnieje, odkąd
demony skłóciły się ze sobą, dzieląc jedność na dziesięć. Od tamtej pory to oni
stoją na straży życia mieszkańców Kuni Kasai, Kraju Ognia.
Sannin Siły i Miłości, pełen wigoru i żywiołowości. Cechujący się potęgą i drzemiącymi pokładami niewyczerpanej mocy. Emanujący miłością i ciepłem, w którym można się skryć.
Sannin Siły i Miłości, pełen wigoru i żywiołowości. Cechujący się potęgą i drzemiącymi pokładami niewyczerpanej mocy. Emanujący miłością i ciepłem, w którym można się skryć.
Sannin Sprawiedliwości i Wiary, rozważny i
prawy, miłosierny, u którego każdy zazna równego traktowania i sprawiedliwego
osądu.
Sannin Mądrości i Nadziei pełen wiedzy,
niosący światło tym, którzy już dawno zatonęli w mroku zła i śmierci. Ten,
który nie działa pochopnie i na wszystko szuka odpowiedzi.
Kiedy są gotowi i dostrzegą potencjał,
wybierają jednego na swego ucznia, który równocześnie staje się jego następcą.
- Trzech
Legendarnych Sanninów - szepnęła Sakura, przypominając sobie Tsunade, Jirayę i
Orochimaru. Blondynka wskoczyła jej na miejsce pierwszego Sannina. Teraz który
był Mądrością, a który Sprawiedliwością?
- Istnieje
jeszcze coś, co nie jest zapisane na kartach historii - zaznaczył Fugaku. -
Pakt Sanninów, podpisany ich krwią - dodał i upił herbaty.
- Czego dotyczy
ten pakt? - zapytała z lekką obawą Sakura.
- Inicjacji
nowych Sanninów - mruknął Uchiha. - I zobowiązanie ich do posłuszeństwa starym,
aż śmierć ich nie zmoże - Haruno jęknęła. To by wyjaśniało naznaczenie Naruto i
Sasuke swoistymi pieczęciami. Określili ich przynależność. Ale w takim razie co
z nią? Tsunade nigdy nie naznaczała jej w żaden sposób. Tylko ją uczyła.
Wlewała jej swoją wiedzę wiadrami i rozwijała jej umiejętności, ale nie
przypomina sobie żadnej klątwy czy tatuażu. A może nie jest jej wybranką? Może
miała inną uczennicę, którą wyselekcjonowała na swoją następczynię? W sercu zakuł smutek i ból, ale szybko stłumiła go w zalążku. Nie czas na własne
rozrzewnienia.
- Sakuro - zaczął
ojciec braci. - Tu zaczyna się ciemniejsza strona naszego świata. Nigdy nie
było dobra bez zła, mądrości bez głupoty - wymieniał. - Zawsze musi być coś
przeciwstawne.
- Wiem, wiem -
jęknęła z konsternacją. - Ale tak to jest, kiedy człowiek dowiaduje się, że
bliska jej osoba ma wobec niej osobiste plany - dodała z goryczą. Tsunade była
jej jak matka, a w jej mniemaniu matka nie powinna mieć interesu w kochaniu
swojej córki czy syna.
- Sakuro! -
obydwoje poderwali się na wesoły głos Mikoto. Kobieta włożyła do zlewu naręcze
warzyw i podeszła do Haruno, ściskając ją mocno i całując w policzek.
- Pani Uchiha -
uśmiechnęła się. Widziała ponad jej ramieniem surowe spojrzenie Fugaku, który
kręcił ostrzegawczo głową. Mówił tym samym, że nie zgadza się na wtajemniczanie
we wszystko jego żony. Haruno puściła mu oczko, a Uchiha oblał się delikatnym
rumieńcem.
- Co tam u was
słychać? - zainteresowała się czarnooka.
- Wszystko w jak
najlepszym porządku - nie czuła się najlepiej, kłamiąc. Jednak z drugiej strony
w czym minęła się z prawdą? Sasuke i Itachi byli zdrowi. Kształtowało się
między nimi coś na wzór porozumienia i braterskiej więzi, a więc w interesie
Mikoto wszystko szło pomyślnie.
- Och, tak się
cieszę - zaszczebiotała.
- Myślę, że to
jest kwestią dni, jak wyjawię Sasuke waszą obecność - mruknęła. Czuła, że to
jest coś, co powinna zrobić. Im dłużej się z tym kryła, tym gorzej się czuła.
Sasuke nie obnosił się z emocjami, ale zdawała sobie sprawę, jak bardzo brakuje
mu matki i ojca. Była tylko jedna niewiadoma w tym wszystkim - jak zachowa się
młody Uchiha, gdy pozna szokującą prawdę. Ta niewiedza sprawiała, że czuła się
niespokojna i przepełniała ją obawa. Westchnęła.
- Skarbie,
wszystko w porządku? - zmartwiła się Mikoto, widząc, jak na twarzy różowowłosej
wykwita smutek.
- Tak, tak -
uśmiechnęła się Sakura. Podniosła się z miejsca. - Pani Uchiha - zwróciła się
do czarnowłosej. - Fugaku - skinęła w stronę mężczyzny, rejestrując zaszokowane
spojrzenie mamy braci.
- To ja pracuję w
pocie czoła, a wy tu sobie romansujecie?! - zawołała z udawaną obrazą. - W
takim razie mów mi Mikoto - przytuliła ją do siebie.
- A więc Mikoto,
Fugaku - odparła. Pożegnała się z nimi i obiecała, że niedługo znów pojawi się
z wizytą. Wyraziła nadzieję, że będzie to już z Sasuke i Itachi 'm.
Po jej wyjściu
nadal patrzyli nieruchomo w jeden punkt. Milczenie przerwało pukanie do drzwi.
Jako pierwszy ocknął się Naruto.
- Wejść - huknął.
Do środka wpadł spanikowany młody chłopak. Skłonił się lekko i spojrzał z
przestrachem na Sasuke. Dobrze wiedzieć,
że jeszcze ktoś się mnie boi pomyślał z sarkazmem Uchiha i zmierzył go
chłodnym wzrokiem, od którego ten skulił się w sobie.
- Szacowny -
zwrócił się do Uzumakiego, który przypomniał sobie, jakie zadanie zlecił
początkującemu shinobi. Gdyby nie powaga sytuacji, Sasuke wybuchnąłby
niepohamowanym śmiechem. - Tak, jak kazałeś sprawdziłem grobowiec Starego
Pustelnika.
- I? - ponaglił
go Naruto, gdy ten kątem oka zagapił się na kruczowłosego. Chłopak ocknął się.
- Pusty, Hokage -
dodał i skinął. Dłonie mu się trzęsły, a po plecach przebiegał rytmiczny
dreszcz. Bał się Uchihy. Z resztą, podobnie jak większość mieszkańców wioski.
- Możesz odejść -
głos Uzumakiego był słaby i niedowierzający. Młodzieniec odwrócił się na pięcie
i szybko umknął za drzwi. Przyjaciele spojrzeli po sobie.
- Demon na
demonie i na dodatek zmartwychwstania - mruknął Naruto, odchrząkując. Sasuke
wypuścił głośno powietrze i zerknął na blondyna.
- Szkoda tylko,
że nie są to radosne nowiny - wymamrotał i opadł ciężko na fotel. - Ale jak?
Nigdzie nie piszą o takich zjawiskach. Technika Przywołania pochłania za dużo
chakry. Kto jest na tyle potężny, by przywołać aż dwie dusze?
- Nikt - odparł
po chwili zastanowienia Naruto. - Poza tym poczulibyśmy cokolwiek, gdyby
pojawili się tymczasowo? Jako duchy? - zainteresował się Hokage.
- Nie -
odpowiedział Sasuke. Swego czasu interesował się nekromancją, jednak wiedział,
że igranie ze śmiercią nigdy nie kończy się dobrze. Albo oddajesz się jej w
całości i tylko odwlekasz swój kres, albo w ogóle z nią nie zadzierasz. Wóz
albo przewóz.
- Jedyną
odpowiedzią jest taka, że oni nie umarli - mruknął Naruto. - Ale to by
oznaczało, że Jiraya świadomie mnie porzucił - dodał, czując, jak w jego wnętrzu
rośnie gorycz i żal.
- Niemożliwe -
Uchiha podniósł się ze swojego miejsca. - Widziałem jak Orochimaru ginie!
Czułem jego ostatni oddech na swoim policzku. Manda pochłonął go w swoje
cielsko. Nie mógł ujść z życiem!
- A jednak -
szepnął Uzumaki. - Trzeba dowiedzieć się więcej. Po co się wskrzesili? Co ich
do tego pchnęło? - nie oczekiwał odpowiedzi na to pytanie, a jednak je
otrzymał.
- My - Sakura
wyszła z kąta pokoju i zmierzyła ich bacznym spojrzeniem. Po urywku z ich
rozmowy zrozumiała słowa zapisane na pergaminie, który wręczył jej Fugaku. -
Witamy wśród żywych, panowie - sarknęła i podeszła do okna. Uchiha zdziwił się,
że nie wyczuł jej obecności.
- My? -
zainteresował się Sasuke, odganiając na bok swoje myśli.
- Wśród żywych? -
dopytywał Naruto, który bladł na samo wspomnienie życia i śmierci.
- Zdecydujcie
się, co chcecie wiedzieć najpierw - zdenerwowała się Haruno. Widać było, że
jest poważnie wytrącona z równowagi. - Mówić do was to jak rzucać grochem o
ścianę! Dwa matoły! Jeden głupszy od drugiego! - wrzasnęła.
- Sakura... -
zaczął zakłopotany Naruto, a Sasuke obserwował zachowanie Haruno.
- Nie Sakura! Nie
Sakura! - wyrzuciła ręce w górę. - Zachowywaliście się jak dwa żywe trupy!
- Ta znowu o
śmierci! - zawołał Uzumaki. Sasuke przewrócił lakonicznie oczami.
- Sparaliżowała
was wiadomość o zmartwychwstaniu Jirayi i Orochimaru, a co dopiero będzie, jak
staniecie z nimi oko w oko - uspokoiła się, ale jej głos ciął powietrze niczym
strzała.
- Co? - wtrącił
się Sasuke, zanim Naruto zaczął się gorączkować. Kobieta posłała mu umęczone
spojrzenie.
- Myślicie, że po
co wygrzebywali swoje truchło z ziemi? - zapytała retorycznie. - Mają cel,
plan, a my powinniśmy się go obawiać - dodała tajemniczo. Sasuke i Naruto spojrzeli
po sobie.
- Co wiesz? -
zainteresował się Uchiha. Różowowłosa westchnęła. Opowiedziała im wszystko,
czego dowiedziała się od Fugaku. Pominęła fakt, że to on ją wtajemniczył w całą
wiedzę, jaką posiadał na ten temat. Teraz to było nieistotne. Obserwowała jak
na ich twarzach zakwita cała gama negatywnych uczuć. Od przerażenia po gniew.
- Cała trójka -
zaczęła. - Idą po nas - skwitowała. - Mają wobec nas wielkie plany, które, chcąc
czy nie, zrealizujemy.
- Paranoja -
skwitował Naruto, czując, jak wszystko wali się u podstaw. - Musimy znaleźć
jaskinię Babuni - zarządził. Sakura zesztywniała.
- Po co? -
zapytała, ledwie kryjąc panikę, która ją ogarnęła.
- Żeby ukryć
mieszkańców - wyjaśnił zdezorientowany Naruto. Dla niego było to oczywiste.
- Jeszcze nic nie
wiadomo - wymamrotała kobieta. Musiała szybko coś wymyślić, albo wszystko
odkryją, nim sama zdoła powiedzieć Sasuke prawdę. Nie mogła do tego dopuścić.
- Sakura - zaczął
Naruto i złapał jej drobne, chłodne dłonie w swoje wielkie i ciepłe. - Jeżeli
ta jaskinia istnieje - w jego głosie pobrzmiewała desperacja. - Ty jedyna możesz
wiedzieć, gdzie się znajduje. Wiem, że nienawidzisz Tsunade z całego serca za
to, co ci zrobiła - kontynuował, a różowowłosa czuła, jak w jej sercu rodzi się
gniew. - I ja też jej za to nienawidzę, ale błagam, zmień chociaż część zła,
które wyrządziła, w odrobinę dobra - dodał i spojrzał głęboko w jej chłodne
spojrzenie. Sasuke zdębiał na słowa przyjaciela. Tak wielkiego oddania i
poświęcenia nie był sobie w stanie wyobrazić, a co dopiero odczuć. Wciąż
zaskakiwało go, jak bardzo wszystko się zmieniło.
- Naruto -
rzuciła beznamiętnie. - To miejsce nie istnieje. Nigdy nie istniało i nie dam
rady go wyczarować! Więc odpuść - zostawiła niedopowiedzenie i skierowała się
do wyjścia. - Muszę coś załatwić. Wy w tym czasie zastanówcie się, co dalej.
Trzeba działać - mruknęła i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Sasuke i Naruto
spojrzeli po sobie wypruci z jakichkolwiek emocji.
- Wszystko się
zmienia, przyjacielu - powiedział odległym głosem Hokage. Nawet nie wiedział,
ile miał racji.
Itachi siedział w
swojej sypialni, gdy usłyszał donośne trzaśnięcie drzwiami. Doskonale wiedział,
kogo przywiało. Zaczął panikować, szukając miejsca, gdzie mógłby się schować,
ale po chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło i westchnął.
- Głupi - skarcił
się pod nosem. - Czego tu się bać... - dodał.
- Może mnie?! -
dziki krzyk rozległ się tuż przy drzwiach do jego sypialni, które sekundę
później otworzyły się z impetem ukazując emanującą energią Baku. - Ty kanalio!
- wrzasnęła i ruszyła na niego z całą swoją mocą. Itachi należał do potężnych
shinobi, jednak bijū siódmego doskonale wiedziała, jak z nim postępować.
Jedyne, na co teraz liczył, to dyplomacja.
- Baku, posłuchaj
mnie najpierw - zaczął, unosząc ręce w geście poddania. Dziewczyna jednak
złapała go za przód koszuli i rzuciła nim za siebie. Itachi obrócił się w
powietrzu i miękko wylądował na nogach. - Przestań szarżować... - podjął
kolejną próbę, ale w tej chwili w jego stronę poleciała wielka płomienista
kula. Z niewielkim trudem pochwycił ją, w duchu dziękując, że jego żywiołem
jest właśnie ogień, i zniwelował ją do małego płomyczka. Wątły języczek
zamigotał, a chwilę potem Itachi zdmuchnął go jak świeczkę. - Spalisz Sakurze
dom i wszyscy wylądujemy na ulicy - próbował w innym kierunku, ale i to nie
pomogło. Dziewczyna już miała uformowaną jedną parę skrzydeł.
- Powiadasz, że
moje ciało wygląda jak odwłok owada, tak?! - ryknęła i zaatakowała z powietrza.
Itachi zrobił unik i szybko skierował się w dół, w stronę sali treningowej. -
Dokąd, ty tchórzu! - doskonale słyszał jej wrzask pełen dzikiego gniewu.
- Złap mnie,
jeśli potrafisz, pszczółko! - nie mógł się powstrzymać od tego zdrobnienia,
czym jeszcze bardziej rozjuszył Baku.
- Itachi Uchiha!
Jesteś martwy! - ledwie zdążył wbiec do wielkiej hali, gdzie codziennie
trenowali, gdy zaraz za nim pojawiła się rudowłosa z drugą parą skrzydeł.
- Ale skąd ci
przyszło do głowy - w połowie zdania musiał przerwać, by zrobić unik. - Że
nazwałem cię owadem? Przecież ja nawet nie widziałem cię nago - dodał i padł na
ziemię, gdy jedno skrzydło przecięło powietrze dokładnie w miejscu, gdzie przed
chwilą była jego głowa.
- Co? - zapytała
spokojniej i znieruchomiała. - Twoje próby obrony są strasznie nieudolne. Słabo
ci idzie, Itachi - warknęła, jednak nie zaatakowała ponownie.
- No, dobra -
rzucił Uchiha, ale nie podniósł się z ziemi. - Przebrałem cię, ale nie
widziałem cię nagiej! - zawołał, gdy Baku zamachnęła się skrzydłem. - Było
ciemno, a ja skorzystałem ze swojej umiejętności odczytywania aur. Błagam,
opanuj się! Rozniesiesz ten dom w drobny mak! - zawołał. Płomiennowłosa
znieruchomiała.
- Nie widziałeś
mnie nagiej? - powtórzyła jego słowa. Już wiedziała, co się stało. - Przeklęty
Sasuke - warknęła, ale na jej wargach igrał uśmieszek.
- Co? - zapytał
Itachi, który w końcu odważył podnieść się z ziemi. Otrzepał ubranie z kurzu i
spojrzał na dziewczynę.
- Twój braciszek
- odparła, śmiejąc się w głos. - Rany! To on mi nagadał o tym, że widziałeś
mnie nagą i zastanawiałeś się ile mam z owada - dodała. Z twarzy mężczyzny
zeszły wszelkie kolory.
- Sasuke,
powiadasz? - rzucił mrocznie. - Chciał się zemścić za pocałunek z Sakurą.
- Prawie mu się
udało - parsknęła i pomachała mu na do widzenia. - Lecę! - i tyle po niej było.
Baku szła ulicą
pogwizdując wesoło. Skierowała się w głąb zagajnika, poszukując jakiegokolwiek
miejsca, żeby usiąść i pomyśleć. Wyłączyć wszelkie czynniki z zewnątrz i oddać
się czemuś na kształt medytacji. Już miała skręcić w lewo, gdzie prowadziła ją
dróżka, gdy po prawej stronie mignęły jej różowe włosy przyjaciółki.
- Sakura? -
szepnęła i ciekawa poszła w ślad za Haruno. Wyczuliła zmysły na jej chakrę i
stwierdziła, że kobieta specjalnie obniżyła jej poziom. Co ukrywasz? zastanowiła się. Nagle zatrzymała się gwałtownie,
czując, jak Sakura robi to samo. Z bijącym sercem szybko wskoczyła w pobliskie
krzaki, klnąc pod nosem na czym świat stoi, gdy okazało się, że był to ciernik.
Tak się to kończy, gdy podsłuchujesz,
zaśmiał się z niej Chōmei, a Baku warknęła cicho. Sycząc wydostała się
spomiędzy gałązek, szarpiąc ubrania i skórę, ale ciekawość była większa, niż
obecny ból. Znów ruszyła w ślad za Haruno, zadając sobie w głowie milion pytań
odnośnie tajemnicy różowowłosej.
- Mam cię -
szepnęła triumfalnie, gdy stanęła za jednym drzewem, obserwując Sakurę. Kobieta
stała przed skałą, od której biło silne pole chakry. Jeszcze raz upewniła się,
że nikogo w pobliżu nie ma i machnęła dłonią, a kamienna ściana wpadła do
wnętrza góry, ukazując niewielkie przejście. Różowowłosa pewnie postąpiła do
środka, a kamień momentalnie wskoczył na swoje miejsce, ponownie przesiąkając
chakrą Haruno.
- No, to
pomedytuję sobie tutaj - Baku wyszła z ukrycia i usiadła idealnie na wprost
wejścia. Zamknęła powieki i oddała się rozmyślaniom.
Sakura od razu
skierowała się w stronę zagajnika. Prośba Naruto wyprowadziła ją z równowagi i
sprawiła, że zaczynała panikować. Musiała natychmiast uspokoić zszargane nerwy
i postanowić, co dalej. Przedzierała się przez znajome zarośla, zmierzając ku
kryjówce Mikoto i Fugaku. Musiała opracować z nimi plan ujawnienia. Miała w
nosie, że Pain może nie wyrazić na to zgody. Ona musiała działać. Wiedziała, że
słowa Naruto są słuszne, ale na razie niewykonalne. Była na siebie wściekła, że
go okłamała, ale nie mogła inaczej. Winnego zaś upatrywała w Itachi 'm, który
wplątał ją w to bagno, a teraz nawet nie fatygował się, by jej pomóc.
Gwałtownie zatrzymała się w miejscu i spojrzała w niebo. Odetchnęła głęboko
kilka razy, nie chcąc pojawić się u rodziców braci w stanie totalnej rozsypki.
Wznowiła swój krok, wzmagając czujność. Jeszcze tego brakowało, by ktokolwiek
przedwcześnie dowiedział się o jej sekrecie. Chociaż z drugiej strony poczułaby
ulgę, gdyby nie musiała sama dźwigać tego ciężaru. Zatrzymała się przed skalną
ścianą. Ostatni raz bacznie rozejrzała się wokoło i machnęła dłonią, a kamień
ustąpił, ukazując jej schody w dół. Wpadła do środka nie zważając na ciemność,
a odprowadzał ją odgłos wskakującej na miejsce naturalnej bariery. Chwilę potem
cały surowiec rezonował jej chakrą.
- Fugaku -
mruknęła, wiedząc, że mężczyzna ją usłyszy. Jak na zawołanie zza chaty wyłonił
się pan Uchiha, nie kryjąc swojego zdziwienia jej widokiem.
- Sakuro -
odpowiedział i obydwoje skinęli sobie głową.
- Nastąpiły
komplikacje - od razu powiedziała, z czym przyszła. - Jiraya i Orochimaru
zmartwychwstali i złączyli siły z Tsunade. Nie wiedzieliśmy, co to oznacza, aż
nie dowiedziałam się o pakcie. W tym momencie zapewne szykują się, by zmusić
nas do współpracy. W między czasie Konohę atakują inni wrogowie, Kabuto i mój
brat, Daisuke - referowała i odczekała, aż Fugaku przyswoi nowe wiadomości. -
Teraz Konoha stanowi również siedlisko demonów. Wszystko się sypie, Fugaku -
dodała, ledwie panując nad rezygnacją w swoim tonie. - Naruto podejrzewa, że w
niedalekim czasie i Madara ujawni się ze swoimi zamiarami. Szykuje się piekło -
dokończyła.
- Domyślam się,
że ta jaskinia będzie stanowiła schronienie dla mieszkańców wioski - dedukował.
- A nie mogę
ujawnić jej istnienia, dopóki świat nie dowie się o waszym zmartwychwstaniu -
zaśmiała się na własne słowa. Ludzie
powstają z martwych, pomyślała. Zdecydowanie zbyt często słyszała ten
wyraz.
- Kiedy
wyruszamy? - zapytał. Kobieta westchnęła.
- Przyprowadzę
braci tutaj. Będzie bezpieczniej - odparła i uśmiechnęła się słabo.
- Wiele dla nas
robisz, Sakuro - Haruno wyczuła w jego głosie ciekawość. - Dlaczego? - zdziwiło
ją to pytanie. Nie wiedziała czy krył się za tym jakiś test, czy może zwykła
chęć poznania jej powodów. Niemniej nie zamierzała okłamywać Fugaku.
- Wiem, jak wiele
Sasuke i Itachi wycierpieli po waszej stracie - zaczęła. - Obserwowałam, jak
Sasuke zmienia się z dnia na dzień, oddala się od nas - kontynuowała,
przeżywając wszystko od nowa. - A że go kochałam i kocham nadal, to bardzo mnie
to raniło - spojrzała smutno na ojca braci. Widziała, jak w jego oczach rośnie
ból i cierpienie oraz tęsknota. Tęsknota za swoimi synami, których już wkrótce
dane mu będzie spotkać i zagarnąć w ciepłe ramiona.
- Naszej
wdzięczności nie da się wyrazić słowami, dziecko - powiedział do niej troskliwym
głosem, od którego Sakurze urosła w gardle wielka gula. Tak bardzo tęskniła za
mamą i tatą. Zagryzła zęby, a jej spojrzenie wypełniło się determinacją.
- Nie oczekuję
wdzięczności - odpowiedziała i chrząknęła znacząco. Nastrój Fugaku wrócił w
dawne ryzy.
- Kiedy możemy
się was spodziewać? - zapytał typowym dla Uchihów beznamiętnym tonem.
- W najbliższych
godzinach - skinęła sztywno głową i wycofała się w stronę schodów. - Czas
nagli.
- Sakuro? -
zatrzymał ją głos mężczyzny. Obejrzała się za siebie.
- Tak?
- Czy... -
zawahał się, jakby bał się znaczenia słów, które chciał wypowiedzieć. Zawziął
się jednak w sobie i kontynuował. - Czy mój syn także cię kocha? - kobieta
zamarła. Dobre pytanie, pomyślała,
ale w porę ugryzła się w język. Zapewnił ją o swoim uczuciu, troszczył się o
nią, był z nią, ale to wszystko było zbyt piękne. Bała się, że gdy da temu
wiarę to, to zniknie, stając się gruzami niej samej.
- Mam taką
nadzieję - odparła i zniknęła w czerni kamiennego korytarza.
Baku gwizdała z
nudów pod nosem i rwała trawę wokół siebie.
- Na Jashina!
Ileż można - zirytowała się. Wbrew pozorom była cierpliwą osobą, jednak gdy
chciała poznać jakiś sekret, to stawała się drażliwa i narwana. Wpatrzyła się w
kamienną ścianę, próbując siłą woli zmusić ją, by drgnęła. Skupiła się na
każdym załamaniu i, wstrzymując oddech, oczekiwała jakiejkolwiek zmiany. Nagle
skała zapadła się tak, jak uprzednio, a Baku wydała z siebie krótki krzyk
niedowierzania. - Ruszyłam ją! - wrzeszczała.
- Ty... -
usłyszała głos niedowierzania. Rudowłosa uspokoiła się i zmierzyła przyjaciółkę
badawczym wzrokiem.
- Ja - odparła
zuchwale i podniosła się z ziemi. - Moje kości. Coś ty tak długo tam robiła? -
widziała, jak różowowłosa zaciska usta w wąską linię, a jej wzrok ucieka
płochliwie gdzieś w bok.
- Nic - mruknęła
i zamknęła przejście, które zabezpieczyło się chakrą.
- Czego tak
pilnie strzeżesz? - drążyła Baku, ale widząc, że Haruno nie jest skora do
rozmowy, zirytowała się. - Posłuchaj - rzuciła w jej stronę. - Albo mi powiesz,
co tam jest, albo pobiegnę do boskiego duetu i wyjawię lokalizację tego miejsca
- uśmiechnęła się, myśląc, że ma ją w szachu. Myliła się.
- W sumie to nie
byłby taki zły pomysł - Sakura zmierzyła ją wyniosłym spojrzeniem. - Szantaż
kiedyś obróci się przeciwko tobie - dodała zjadliwie.
- Co tam jest? -
dopytywała. - No, weź - żachnęła się, widząc, jak niepewność targa Sakurą na
wszystkie strony. - Przecież widzę, że cię to męczy - zauważyła, jak wzrok
Haruno staje się błagalny. - Matko! Masz tam trupy?! - zawołała Baku, nie
wiedząc, jak bardzo otarła się o sedno sprawy. Różowowłosa zachłysnęła się
powietrzem.
- Jashinie! -
Haruno westchnęła. - No, dobra. Ile wiesz o tragedii rodu Uchiha? - Baku
zastanawiała się czy to przypadkiem nie był jakiś podstęp, ale mina
przyjaciółki mówiła co innego. Biła od niej powaga i jednocześnie determinacja.
- No, wiem, że
wymordowano większość z nich - powiedziała. - W tym rodziców braci - dodała.
Kobieta spojrzała na nią błagalnie, a płomiennowłosa zaczęła kojarzyć fakty. Do
tego dotarła do niej reakcja Sakury na
wspomnienie o przechowywaniu trupów. Teraz to bijū zachłysnęła się powietrzem.
- Niech mnie
kogut kopnie, jeśli tylko może! - zawołała. - Nie chcesz mi chyba powiedzieć,
że Fugaku i Mikoto Uchiha znajdują się w tej jaskini i bynajmniej nie leżą w
trumnach?!
- Jak wychodziłam
to Fugaku znosił drewno, a Mikoto pielęgnowała ogródek - odparła Sakura, udając
entuzjazm. Finalnie wywróciła lakonicznie oczami i wbiła w Baku swój
wyczekujący wzrok. Dziewczyna załapała jeszcze jeden fakt. - To jest Jaskinia
Wielebnej Tsunade?
- Tak - odparła
sztywno Sakura. - Ale to jest najmniej ważne - machnęła ręką. - Itachi wie o
całej sprawie - zaczęła, a Baku dokończyła za nią.
- A Sasuke nie -
różowowłosa skinęła bezwiednie głową.
- Jak mam mu to
powiedzieć? - zapytała, a w jej głosie brzmiała czysta rozpacz. - No, jak?! -
wrzasnęła w niebo, oczekując odpowiedzi. Ta jednak nie nadeszła.
- Czemu tak
obawiasz się powiedzieć Sasuke, że jego rodzice żyją? - zainteresowała się
Baku. - Przecież to dobre wieści - Haruno spojrzała na nią, jakby ta spadła z
Księżyca.
- I jak mu wyjaśnię,
że przez tyle lat ich nie było? Jak mu powiem, że Itachi o wszystkim wiedział?
W końcu jak mu odpowiem na pytanie, które na pewno padnie, a zabrzmi: czemu nie
powiedziałaś mi od razu? - Sakura pokręciła głową. - O to wszystko zapyta mnie,
bo będzie zbyt wściekły na brata za kolejne kłamstwo, zbyt oszołomiony, by
zwrócić się do wciąż żywych rodziców i zbyt rozgoryczony, by puścić mi to
płazem - wyjaśniła. Rudowłosa przyznała jej rację.
- Przyprowadź go
tu - odparła po chwili zastanowienia. - Nic nie mów. Po prostu otwórz wejście
do jaskini. Twoje milczenie podziała na niego jak płachta na byka. Doskonale
wiesz, że jest na twoim punkcie wyczulony - Haruno posłała jej mordercze
spojrzenie. - No, co? Przestań tak reagować! Jest wrażliwy na wszystko, co
dzieje się wokół ciebie. Twoje nietypowe zachowanie zmusi go do interwencji.
- To jest
trudniejsze, niż przypuszczałam - szepnęła różowowłosa. Westchnęła i skierowała
się w stronę domu. - Trzeba ruszać.
Sasuke siedział
przy biurku i nerwowo notował wszystko, czego dowiedział się o pakcie Sanninów.
Większość pamiętał z nauki ojca, jednak mijające lata zatarły część tych
wspomnień, zmuszając go do odświeżenia starej wiedzy. Sprawa stawała się
poważna i wymagała jego skupienia, jednak dziwne zachowanie Sakury nie
pozwalało mu na całkowite oddanie się zbliżającemu się niebezpieczeństwu. Teraz
zastanawiał się, gdzie podziała się Haruno. Znikała, to pojawiała się
niespodziewanie, burząc spokój lub chłodząc napięte stosunki. Dzisiaj była
wyjątkowo drażliwa. Westchnął. Znów zatopił się w notatkach, gdy usłyszał
trzaśnięcie drzwiami, a powietrze wokół niego zawibrowało intensywnością chakr
siódmego i dziesiątego. Podniósł się z fotela i szybkim krokiem skierował się w
stronę salonu.
-... ja powiem
Itachi 'emu, a ty rób swoje - usłyszał urywek wypowiedzi Baku. Zaintrygowany
imieniem brata wszedł do pomieszczenia, w którym stały bijū demonów. Kiedy
zauważyły go, wokoło zapanowała niezmącona cisza. Płomiennowłosa posłała mu
spojrzenie wahające się między pocieszającym, a pełnym radości i wspięła się po
schodach na piętro. Sasuke odprowadził ją wzrokiem, który następnie spoczął na
Haruno. Między nimi panowało dziwne napięcie, jakby Sakura upatrywała w nim
intruza. Uchiha początkowo poczuł strach, że to dziesiąty przejął nad nią
kontrolę, ale kiedy spotkał zieleń jej tęczówek... Wtedy ogarnęło go
przerażenie, bo Sakura wciąż była sobą.
- Sakura... -
zaczął, ale ona go zignorowała. Wycofała się w stronę drzwi, a następnie
odwróciła się do niego plecami i wyszła. Czarnowłosy, nie czekając ani chwili
dłużej, ruszył w ślad za nią. Co kilka kroków wołał jej imię, ale ona nie
odpowiadała. Żwawym chodem brnęła przed siebie, kierując się w stronę
zagajnika. - Sakura, zatrzymaj się! - krzyknął. Zero reakcji. W jego sercu
zapanowała panika, która odbierała mu oddech i zdolność logicznego myślenia. Miłość ogłupia, przez myśli przebiegły
mu słowa Orochimaru, ale zepchnął je na bok. To było dawno i nieprawda. Już nie
wierzył w nie tak, jak kiedyś. Dogonił ją i próbował złapać za rękę, ale ona
zwinnie umknęła jego dłoniom. Wpadła między drzewa i rozpoczęła przeprawę przez
gąszcz krzewów i splątanych gałęzi. Sasuke podążył w ślad za nią, nie
przestając jej nawoływać. Bał się, jak jeszcze nigdy dotąd.
- Przepraszam -
usłyszał jej zduszony głos. Klnąc pod nosem próbował staranować plątaninę
pnączy i chwastów, ale okazały się być trudniejszym przeciwnikiem niż niejeden
shinobi. W końcu udało mu się i dogonił ją, gdy wchodziła na polanę. Złapał ją
za ramiona i odwrócił do siebie przodem. Zamknął ją w szczelnych objęciach, ale
ona nie odwzajemniła gestu. Na skraju wykończenia nerwowego odsunął ją od
siebie i potrząsnął nią.
- Sakura... -
szepnął. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Proszę - poprosiła,
ale usilnie starała się go nie dotknąć. -
Błagam, nie znienawidź mnie - jęknęła i wyrwała się jego objęciom.
Zdezorientowany Sasuke patrzył w jej oczy nic nie rozumiejąc.
Wołał ją, a ona
szła. Nie zatrzymała się ani na moment. Panika w jego głosie wyrywała jej
serce. Sprawiała, że chciała podbiec do niego i otulić go swoim ciepłem, ale
nie mogła. Zbyt wiele miało się wydarzyć, by postępować teraz nierozważnie.
Zacisnęła zęby i szła. Szła, modląc się w duchu o siłę. Poczuła, jak Sasuke
zbliża się do niej niebezpiecznie, więc umknęła w bok, zapuszczając się w
zagajnik. Słyszała jego wołania, ale była za słaba, by otwarcie stawić mu
czoła.
- Przepraszam -
wiedziała, że ją usłyszy. Wiedziała, że dotrze do niego to jedno słowo, o
którym zapewne zapomni, gdy dowie się wszystkiego. Zobaczyła polanę i
westchnęła, w tym samym momencie grzęznąc w ciepłych ramionach Sasuke.
Mężczyzna obrócił ją do siebie i przytulił, a Haruno ledwie tłumiła szloch.
Może nie wszystko potoczy się tak, jak to przewidywała? Może nic się nie
zmieni? Głupia, skarciła się w
myślach. Za dobrze go znała. Odsunął ją od siebie i potrząsną gwałtownie, a
Sakura czuła w tym geście panikę. Usłyszała swoje imię w jego ustach i
zdrętwiała.
- Proszę -
ostatkiem sił zmusiła się, by cofnąć się w tył. - Błagam, nie znienawidź mnie -
wyrwała się z jego ciepłych objęć i wytrzymała napór jego spojrzenia. Machnęła
dłonią, a skała za nimi wniknęła do wnętrza zbocza, ukazując przejście.
Różowowłosa obróciła się na pięcie i wpadła w ciemność korytarza, słysząc za
sobą kroki Sasuke.
- Sakura! -
wołał. - Sakura! - biegła. Nie zatrzymywała się ani na moment. Czuła na twarzy
powiew z wnęki jaskini, który dodał jej sił i odwagi. Jeszcze tylko kilka metrów! powtarzała sobie w głowie. Z daleka
dotarł do niej słaby promień energii Baku i Itachi 'ego, wchodzących w
korytarz. Już nie była sama. Z impetem wleciała do wnętrza wielkiej jaskini i
zbiegła w dół, w stronę chaty.
- Witaj w Jaskini
Tsunade - rzuciła, gdy odwróciła się na pięcie i ujrzała zaszokowanego Sasuke.
Swoje obojętne tęczówki wbił w jej osobę, a Sakura skuliła się w sobie do
rozmiarów główki od szpilki. Zaczyna się,
pomyślała, ale nie pozwoliła zapanować nad sobą negatywnym emocjom. Musiała być
silna. Jeszcze...
- Okłamałaś nas -
jego głos przebił powietrze wokoło niczym lodowy pocisk. Kobieta nie odezwała
się, przyjmując na siebie jego oskarżenie. - Dlaczego? - odpowiedź na to
pytanie nie miała przynieść mu ulgi. Sakura doskonale o tym wiedziała.
- Musiałam - odpowiedziała.
Patrzyła w jego chłodne spojrzenie i uginała się pod wpływem jego siły. -
Błagam, zrozum... - szepnęła. Sasuke zszedł do niej i zbliżył się kilka kroków.
- Co było tak
ważnego, że mnie okłamałaś? - zapytał, ledwie hamując gorycz w swoim głosie. -
Jak mogłaś oszukać nas, gdy chodziło o dobro wioski?! - niemalże wypluł te
słowa, a Haruno czuła, jak ich jad spala jej serce. Pod powiekami zapiekły ją
słone łzy, ale nie pozwoliła im płynąć. Kątem oka dostrzegła, jak u wyjścia z
jaskini pojawiają się Baku i Itachi. Jednak obydwoje trzymali dystans,
obserwując zaistniałą sytuację.
- Sasuke -
zaczęła, ale przerwał jej warknięciem.
- Nie masz
usprawiedliwienia? Może jesteś w zmowie z wrogiem?! Masz w tym interes czy może
już dawno pozwoliłaś Jubiemu na władzę nad sobą?! - nakręcał się, rzucając jej
w twarz oskarżeniami, a Sakura przyjmowała jej ze spuszczoną głową. Była za
słaba i zbyt mocno podminowana, by chociaż próbować odeprzeć część z nich. Po
jej policzkach spłynęły słone łzy.
- Sasuke -
rozbrzmiał się donośny, męski głos, a Uchiha spojrzał ponad jej ramię i zamarł.
Cały świat stanął w jednej sekundzie, gdy spojrzał w tęczówki mężczyzny
stojącego za plecami Sakury. Wszystkie mięśnie w jego ciele spięły się
boleśnie, a w głowie zakręciło mu się od kłębiących się pytań. Płuca skurczyły
się, niezdolne do pobierania tlenu, a serce zakołatało kilka razy i przeszło w
szaleńczy galop.
- Sasuke -
miękki, kobiecy głos spławił, że tym razem wszystko w nim puściło. Mięśnie
zwiotczały, rzucając go na kolana, płuca nabrały spazmatycznie powietrza,
jedynie serce wciąż tłukło się boleśnie o jego żebra. Sakura odsunęła się
całkowicie w cień i z zamierającym ciepłem obserwowała, co działo się wokół
niej. Wszyscy stali sparaliżowani biegiem wydarzeń. Baku skakała spojrzeniem od
Sasuke po jego rodziców, Itachi wpatrywał się w ojca jak urzeczony, a Mikoto i
Fugaku ledwie powstrzymywali rosnące w ich sercach rodzicielskie uczucia.
- Jak to... -
zaczął Sasuke, ale nie był zdolny wypowiedzieć ani jednego słowa. Swoje puste
spojrzenie utkwił w gasnącej zieleni tęczówek Sakury. Kobieta odwróciła zbolały
wzrok czując, jak z jej serca i duszy ulatują ostatki nadziei, że kiedykolwiek
jej wybaczy zatajenie prawdy. Nikt cię tu
nie chce głos Jubiego przedarł się przez jej zamroczenie, jednak jej smutek
i gorycz były na tyle silne, by zablokować jego dalszy, natrętny monolog.
Niestety, to jedno zdanie przebiło się przez kokon obronny Sakury i echem
odbijało się od pustych ścian jej umysłu.
- Synku -
szepnęła Mikoto i podeszła do Sasuke. Upadła przed nim na kolana i czule
pogłaskała go po policzku. - Tyle lat... - starła jego ciepłe łzy, ale one znów
uparcie spłynęły w dół.
- Mama...? -
zapytał cicho, z niedowierzaniem. - Mamo... - powtórzył i pozwolił, by wątłe
ramiona Mikoto zamknęły go w swoim objęciu. Kiedy poczuł znajomy zapach, a w
sercu zagościły ciepło i tęsknota, niepewnie odwzajemnił gest, aby już chwilę
potem trzymać matkę w żelaznym splocie, płacząc i łkając jak dziecko. To samo
dziecko, które w ten sam sposób żegnało swoich rodziców.
- Itachi - gdzieś
ponad jego głową przebił się głos ojca i urywek obrazu wpadającego w objęcia
taty, brata. Przez to całe oszołomienie dotarł do niego fakt, że Sakura o
wszystkim wiedziała. Od czasu tamtego spotkania z jej bratem, jak nie
wcześniej. Zapewnie już w Brzasku we wszystko ją wprowadzili. Nie był jednak
zdolny odszukać jej wzrokiem. Wszystko przyćmiewał fakt, że właśnie trzymał w
ramionach swoją mamę, która oddychała, a jej ciało pulsowało rytmem zdrowo
bijącego serca. Gdzieś obok stał jego tata i Itachi.
Itachi, pomyślał. Nagle cała złość na
brata zniknęła. Wyparowała z niego jak woda na pustyni, zostawiając go pustym i
gotowym na nowe wspomnienia i uczucia. Wreszcie poczuł się wolny. Wolny od
gniewu i nienawiści, wolny od pragnienia zemsty i od wszelkiego zła, które nim
zawładnęło. Nie pozwolił jednak, by jego czyny z przeszłości odeszły w
niepamięć. To go tworzyło i tego się wstydził. Zabijał, nie będąc lepszym od
tych wszystkich złych, którym odbierał życia. Nagle poczuł, jak obok nich
klękają Itachi i jego ojciec, a ich ramiona zagarniają ich do siebie. Wstyd z
powodu okazywanych w tym momencie emocji uleciał gdzieś w eter, oczyszczając
atmosferę między nimi. W głowie szeptał imiona wszystkich po kolei, a w jego
sercu rosło nieopisane uczucie. To chyba była miłość i szczęście.
Sakura patrzyła
na to wszystko z bólem i goryczą. Radość z ich zjednoczenia zmącił obraz
rozprutych ciał jej rodziców i brata, który lustrował ją wygłodniałym
spojrzeniem. Do tego Sasuke, który nigdy nie wybaczy jej okropieństwa, jakim
bez wątpienia było zatajenie powrotu jego mamy i taty do żywych. W płucach
zakłuł ją nadmiar tlenu, a serce zdawało się każdym uderzeniem odbierać jej
cząstkę życia. Spięła boleśnie wszystkie mięśnie, walcząc z uderzającym w jej
świadomość Jubim. Nie mogła pozwolić, by choć na sekundę przejął nad nią
panowanie. Była teraz zbyt podatna na jego moc i zbyt słaba, by z nią
ewentualnie walczyć. Rozproszona wydarzeniami czuła, jak traci nad sobą
panowanie. Wzięła uspokajający wdech i bezszelestnie ruszyła w stronę wyjścia.
Nawet Baku nie zauważyła, gdy różowowłosa opuściła jaskinię.
- Wybacz... -
szepnęła Haruno, gdy wyszła na polanę. Odwróciła się w stronę wejścia i zdjęła
z całości pieczęcie, aby mogli swobodnie opuścić wnętrze, a następnie udała się
w miejsce, gdzie szukała ukojenia.
Cmentarz jak
zwykle był pusty. Samotne nagrobki chyliły się ku ziemi, jakby i one umierały
wraz z ludźmi, których upamiętniały. Przemierzała kolejne alejki, znając to
miejsce na pamięć. Bezwiednie skręcała w kolejne ścieżki, sprawiając wrażenie
zagubionej i bezsilnej. Płacz grzązł w jej gardle, gdy zbliżała się do swojego
celu. Podświadomie błagała, by okazało się, że tego nagrobka nie ma. Że to
miejsce jest puste, a w domu czekają na nią mama i tata oraz Daisuke. Jej
kochany brat, którego kiedyś uwielbiała. Był jej rycerzem, jej opiekunem i
najlepszym przyjacielem. Teraz zniknął, a jego miejsce zajął żądny władzy i
mordu mężczyzna, którego poznawała jedynie z wyglądu. Zatrzymała się i pochyliła
nad białą płytą. Delikatnie strzepnęła kilka liści i grudek ziemi, a po jej
policzkach spłynęły gorzkie łzy.
- Mamusiu,
tatusiu - szepnęła i uklękła, wczytując się w epitafium.
„A koniec jest początkiem i nową nadzieją...”
- Nadzieją na co?
- zapytała głucho. - Dla kogo jest nadzieją?! - krzyknęła. Oparła się dłońmi o
kamień, a jej łzy kapały na wyryte słowa. - Czy ktoś mi odpowie? - szepnęła
słabo, jednak wokół panowała cisza. W jednej chwili straciła wszystko, choć
miała tak niewiele. Zgubiła siebie, a miłość do Sasuke okazała się
niewystarczająca, by przetrwać jego wzrok pełen pretensji i goryczy.
Chwilę trwało,
nim stanęli na nogach, zdolni do jakiejkolwiek reakcji. Patrzyli po sobie,
wciąż z niedowierzaniem i śladami łez na policzkach. Nawet Baku płakała jak
dziecko, widząc tę scenę pełną ciepła i miłości. Nigdy nie spodziewała się, że
ujrzy braci Uchiha w takiej odsłonie.
- Jak to możliwe?
- zapytał Sasuke, w końcu zdolny do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa.
- To długa
historia, synu - Fugaku odparł drżącym od emocji tonem, chociaż względnie już
się uspokoił. - Wiele się wydarzyło od tego czasu.
- Chcę
wiedzieć... - szepnął.
- Kochanie,
będzie na to czas - odparła Mikoto i przeczesała włosy swojego syna. - Gdyby
nie Sakura, nic nie poszłoby tak łatwo, jak to miało miejsce - tu kobieta
lustrowała twarze zebranych, ale nie napotkała zielonego spojrzenia. - Gdzie
Sakura?
- Sakura? -
wszyscy nagle zwrócili się w miejsce, gdzie ostatnio stała, ale jej nie
spostrzegli. Do Sasuke dotarło, jak zinterpretowała jego zachowanie. Dopiero
teraz zrozumiał ból w jej oczach i prośby o wybaczenie. Myślała, że ją
znienawidzi za to, że ukrywała jego rodziców w tej jaskini. A najgorsze było
to, że pozwolił jej w to uwierzyć! W jego sercu zrodził się niepokój, a płuca
ponownie odmówiły pobierania tlenu. Jego świat znów stanął w miejscu, kiedy
pojął, że już jej nie ma na wyciągnięcie ręki. Zniknęła, zostawiając go z
nawałem emocji i przeświadczeniem, że zrobiła to na jego własne życzenie.
- Sakura... -
szepnął z desperacją. - Sakura! - krzyknął.
****
Nie wiem, jak udało mi się to napisać. Zaczęłam wczoraj, a jest już dzisiaj. :)Dziękuję wszystkim Czytelnikom, którzy jeszcze ze mną są. Dziękuję także Boskiemu Trio, które doskonale wie, że to do nich się zwracam. Szczególnie mojej Becie i Edytorowi w jednym. Pocieszaczowi i Osóbce, która może przeczyta mojego bloga i znajdzie w nim coś dla siebie :)
Tymczasem, pozdrawiam i do następnego! ^^
Hmm... nie jestem Twoją Betą ;p to Ty jesteś moją.
OdpowiedzUsuńAle rozdział... Boże jak ja kocham to opowiadanie (i nagle stalam sie religijna) no ubóstwiam je i nic tego nie zmieni, ale przede wszystkim kocham czytać, to co piszesz. To było niesamowite. Łapczywie połykałam słowa, byle tylko szybciej dowiedziec sie, co bedzie się działo dalej. Nasycilaś ten rozdział emocjami, ktore niewatpliwie własnie Ci towarzyszą. Poczulam to wszystko. Czuję troche, jakbyś pozwolila mi zajrzeć do swojej głowy. Tutaj jest jeszcze jeden kawalontek Twojej duszy, widzisz?
Spotkanie Sasuke z rodzicami bylo takie piękne. Sakura poczula sie odrzucona, samotna, a kto by sie tak nie poczuł? Taka zamiana ról. Kiedyś Sasuke powiedział Sakurze, ze ma wszystko, czego on chce i tego nie docenia, a teraz on ma to, czego ona by chciała. Ciekawie Ci to wyszło...
Powrót Seninów też jest intrygujacy. Zastanawiam sie, co takiego zaplanowalas.
Bedę niecierpliwie czekac na kolejny rozdzial... oj bardzo niecierpliwie. Kurde blaszka.
Z milością
Ikula
Och, nawet nie wiesz, jak się cieszę, że Ci się podobało. Miałam wielkie obawy, gdy to publikowałam, bo na Twoim zdaniu bardzo mi zależy. Ale to dobrze. To pozwala mi zachować dystans do tego, co robię. Nie mogę popaść w samozachwyt (a większość z Was wie, że nigdy do tego nie dojdzie). Chciałam uraczyć Was swoimi emocjami. Może to dlatego tak szybko napisałam ten rozdział? Bo uczucia wręcz ze mnie kipiały? Nie wiem.
UsuńNiemniej, Ikulo. Dziękuję za wylanie miodu na moim sercu i oczywiście do usłyszenia @ :) Jak zawsze czekam z niecierpliwością na wiadomość od Ciebie ^^
Z uśmiechem
.romantyczka
Kochanie... jak Ty pięknie malujesz emocje. Tak, że tę całkiem dużą ilość tekstu przeczytałam w równo dwie minuty. I nie znalazłam ani jednego błędu.
OdpowiedzUsuńŚlicznie opisałaś scenę powrotu. Czułam to. Całym swoim sercem, całą duszą. Podzielam zdanie Ikuli. Jest tak, jakbyś ukazała nam swoje uczucia i cierpliwie czekała na to, co my z tym zrobimy. Jakbyś nam zaufała całkowicie. To zaszczyt :*
A co do Sanninów... no, ciekawa jestem, coś Ty tam wymyśliła. Bardzo, bardzo ciekawa :*
Dziękuję... Ty już wiesz, za co :*
Ale się dokleiłyście do Sanninów. Matulko, a nie interesuje Was czy nie mam czasem w planach uśmiercić kogoś? :P
UsuńAle dziękuję. Zawsze łatwiej szło mi okazywanie uczuć pisząc, niż wypowiadać je na głos. Moim priorytetem jest wzbudzić w Was emocje, abyście poczuli się jak oni. Jestem rada, że mi to wychodzi. A Ty, Lisiaku, nie wymiguj się, tylko pisz. Jak ja dałam radę, to Ty nie dasz?! Nie rozśmieszaj mnie! Wiem, że istnieją trzy nogi, które kopną Cię, jak nic nie dodasz na swojego bloga :*
Pamiętaj, jestem z Tobą i chętnie odpowiem na WSZYSTKIE Twoje pytania w @ :)
Z uśmiechem
.romantyczka
A zamierza kogoś uśmiercać? ^^
UsuńDobrze, już dobrze, dupę ruszam i piszę. Swoją drogą, jutro czeka Cię mała niespodzianka :*
Yeah w końcu spodkał się z rodzicami,super.Całe szczęście,że jej nie znienawidzi. :) Nie mogłam się doczekać tej notki,ale cieszyłam się twoim jednopartówkami które są świetne. :DNie mogę się doczekać następnej notki,ciekawa jedtem co tam wymyśliłaś z tym zmartwychwstaniem. Pozdrawiam. :*
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiemy, jakie głupstwo popełni Sakura :) Sasuke może jej nie nienawidzić. Nic nie jest pewne :P Kurczę, wy na serio interesujecie się tymi Sanninami :D dziękuję za komentarz i do zobaczenia pod kolejnym L*
UsuńMam nadzieje, że Sakura nie wymyśli nic głupiego, mam nadzieje, że Sasuke zrozumie jej zachowanie i odpuści na chwile z tą dumą. Wcale jej się nie dziwie, że wyszła z tej jaskini też bym tak zrobiła.. Czekam na dalszy ciąg i podziwiam Twój styl pisania. Naprawdę rewelacja!
OdpowiedzUsuńtheAnnkorn
Gdy kończę, równiutko wybija nowy dzień. Nie ma to jak w czeluściach i mroku nocy rozprostować chrupiące kosteczki kręgosłupa, po kilkugodzinnym wpatrywaniu się w ekran z niemal zwierzęcą zachłannością.
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się... jak mam komentować. Każdy rozdział osobno, czy raczej całość? Jednak doszłam do wniosku, że na kumulację moich uczuć i przeżyć przyjdzie czas. Oddawałam się literkom, które składały się na wyrazy, wyrazom, które składały się na zdania... zdania zaś stworzyły spójne rozdziały, a one wszystkie to cudowne opowiadanie, które pochłonęło mnie od pierwszych momentów.
Teraz nadeszła pora na przekazanie tego, co we mnie wrze.
Gdy zaczynałam i byłam bodajże przy trzecim lub czwartym rozdziale, kiedy to Sasuke wrócił do wioski, powiedziałam sobie w duchu, że "Tego jeszcze nie grali!". I nie chodziło mi o sam jego powrót...
Znów prostota pomysłu okazała się najlepsza. Zamieniłaś Sasuke i Sakurę rolami. Zawsze uwielbiałam młodego Uchihę w "dobrej" odsłonie, jednak Sakura jako "ta zła" dodała Twojemu opowiadaniu smaku, którego szukałam dłuższy czas. Oryginalny, nieszablonowy pomysł, nad którym pewnie wiele osób dumało.
Co by było gdyby ci dwoje zamienili się rolami?
Ty złapałaś wszystko za rogi i zabrałaś się do tworzenia.
Przeczytałam całość w zaledwie dwa dni, chłonąc każde kolejne wiadomości, czując mętlik w głowie. Nadmiar uczuć, emocji i... wątków! Tak wiele wątków w jednym miejscu! Jednak co najlepsze, czuję, że nad nimi panujesz. Każdy z nich, zarówno rodzinę Uchiha, morderstwo rodziców Sakury, Daisuke i Kabuto, dziesięcioogoniastego, Tsunade... jejku, sporo tego, naprawdę! Podziwiam Cię za nieszablonową wyobraźnię, która poszerzyła i moje horyzonty. Z czegoś prostego stworzyłaś cudo.
Spodobał mi się jeszcze jeden aspekt całej sytuacji. Charaktery.
Sasuke faktycznie zachowywał się jak dziecko, lecz w dobrym sensie. Po powrocie błądził nie tylko na zewnątrz, lecz we własnej świadomości. W jego życiu wszystko działo się szybko, musiał na nowo zapoznać się z uczuciami i to było bardzo dobrze przekazane. Czułam, że żyjesz wraz z bohaterem. Oczywiście zdarzały się potknięcia, gdy wspomniany Uchiha plątał się we własnych myślach niczym schizofrenik (często był niepewny lub zmieniał zdanie - facet zmiennym jest), ale nie były na tyle pogmatwane, aby wpłynąć na mnie negatywnie. Czasem wręcz uśmiechałam się pod nosem. Mściciel... zagubiony?
Sakura też mnie zaskoczyła. Udało Ci się pokazać ją dojrzałą, odważną, ale nadal nieco płaczliwą. Jedna z tych dwóch sprzeczności zwykle dominuje. Nie tutaj. Udało Ci się zrównoważyć całość i stworzyć charakter, który podziwiałam od zawsze. Twarda sztuka, ale wrażliwa.
Cała intryga wzbudza we mnie kontrowersje. Mam swoje podejrzenia, domysły, ale chyba każdy je ma. Cierpliwie czekam na wyjaśnienie całej sprawy i przyznam się bez bicia... gryzę się w język, że przeczytałam to tak szybko. Dwudziesty pierwszy rozdział skończyłaś w takiej chwili, że nie mogłam się pogodzić z brakiem kontynuacji. Targało mną uczucie, jakby wszystkie emocje zebrane podczas czytania skumulowały się i wybuchły, odpalone nieopanowanym strachem Sasuke o jego Wisienkę.
Jak już wspomniałam... uwielbiam tego gościa w roli kochającego faceta. ^^
Dziękuję Ci za przygodę, którą przeżywam razem z bohaterami... no i z Tobą. Ze swojego małego (ale zawsze) doświadczenia wiem, że to, co przelewamy na wirtualny papier, jest często odzwierciedleniem naszego charakteru, sytuacji wokół, czy nawet ludzi... inspiracje są wszędzie. Więc jeśli możesz inspirować się własnym życiem, to masz je albo bardzo ciekawe, albo bardzo urozmaicone, niekoniecznie pozytywnie. Coś o tym wiem, a opowiadania pomagają mi się od tego oderwać. Nie tylko ich pisanie, ale i czytanie. Dlatego dziękuję. Dziękuję że pomogłaś mi się oderwać i wciągnęłaś mnie w swój mały świat.
Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy. ^^
Matane!
Oj, oj, oj. Wstałam rano i zaglądam na pocztę, a tu hop! Taki mały-wielki bonusik. :)
UsuńSzczerze przyznam, że nie spodziewałam się Ciebie tutaj. Nie, nie zwątpiłam, ale nie miałam choćby cienia, który pozwalałby mi na nadzieję. Jednak bardzo się cieszę, że przeczytałaś to wszystko i poświęciłaś swoją uwagę na komentarz.
Sama wiem, że na początku te rozdziały wyglądały komicznie. Błąd na błędzie w towarzystwie błędu. Mnie samą raziło, ale jak widzę - Ty byłaś odporna :) Nie wiem co powiedzieć, na ten wybuch emocji. Może to, że się nie spodziewałam tak gwałtownej reakcji? Która jednak mnie cieszy, zważając na fakt, że ostatnimi czasy przechodzę ciężki okres. Teraz już wiem, że mogę mówić o mojej Boskiej Trójcy :D z którą zawsze i wszędzie chętnie porozmawiam.
Raz jeszcze dziękuję. Dobrze wiedzieć, kiedy robi się coś dla kogoś - wtedy inwencja i chęci same wpadają w objęcia weny :)
Ściskam
.romantyczka
Ojejciu... szczerze przyznam, że nie zdawałam sobie sprawy, iż tą "Osóbką" miałabym być ja. Czuję się zaszczycona i... w sumie nie wiem co miałabym jeszcze powiedzieć. Po prostu się cieszę. ^^
UsuńJuż widzę, że przydałby Ci się solidny kop energetyczny. Mogę się tylko domyślać co cię nawiedza, gdy mówisz o "ciężkim okresie". Podejrzewam jednak, że Ikula i Lisiak stają na wysokości zadania i pomagają Ci się z tym uporać. Może kiedyś do nich dołączę, a na razie mogę tylko z całego serca życzyć poprawy. Oby wszystko wokół Ciebie powoli się układało.
Twój nick odzwierciedla całą Ciebie. Czuję, że jesteś niezwykłą i wrażliwą osobą. Wyczułam te emocje w Twoim opowiadaniu, dlatego pochłonęło mnie bez reszty. Te słowa to Ty. Dlatego cieszę się, że jestem chociaż malutką cząstką tego, co stworzyłaś.
Pozdrawiam ciepło i trzymam kciuki. Za wszystko. ^^