piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział 20

Wniósł ją do sypialni i od razu wszedł z nią do łazienki. Nie wypuszczając jej z objęć, puścił do wanny wody i zatkał ją kurkiem. Uważając, by nie zrobić jej krzywdy, zaczął ją powoli rozbierać. Dziewczyna raz po raz traciła, to odzyskiwała przytomność, bredząc pod nosem niezrozumiałe słowa. Gdy Sasuke wreszcie pozbył się poszarpanych i zakrwawionych ubrań, delikatnie umościł ją w ciepłej, ale nie gorącej wodzie.
- Au – jęknęła, gdy Uchiha zanurzył ją całą. – Boli.
- Wiem – odparł i podwinął rękawy. Wziął do ręki mały, czysty ręcznik i zaczął powoli obmywać jej rany. Sakura znów straciła przytomność, więc nie musiał słyszeć tego, jak cierpi. Nigdy nie lubił ludzi, którymi władał ból. Uważał, że są słabi, a ich siła woli niewystarczająca, by przestać jęczeć jak ostatni straceńcy. Lecz gdy słyszał, jak cierpi Sakura… Nie mógł przejść obok tego obojętnie. Nie umiał się na to uodpornić. Chciał ulżyć jej w tym bólu. Był gotowy skierować wszystko na siebie, udźwignąć jej rany i przyjąć zadawane ciosy. Pragnął być jej obrońcą i tym, na którym wesprze się w chwilach zwątpienia.
- Sasuke – usłyszał jej jęk. Spojrzał w jej przymrużone oczy. – Proszę, nie gniewaj się – szepnęła. Nie mógł spełnić tej prośby. Nie po tym, co zrobiła i jak się naraziła. Przyjrzał się jej ranom i siłą powstrzymał się, by nie warknąć.
- Porozmawiamy o tym, jak wydobrzejesz – odparł beznamiętnie i dokończył mycie.
- Błagam, powiedz mi, że się nie gniewasz – sapnęła, gdy pomagał jej wyjść z wanny, w której woda przybrała kolor brudnego różu.
- Sakura, nie dyskutuj – uciął czując, jak powoli łamie się w swoim postanowieniu. Sięgnął po wielki ręcznik i owinął nim jej ciało. Wziął ją na ręce tak, jak matka bierze w ramiona zmęczone dziecko i wszedł z nią do sypialni. Położył ją na łóżku i delikatnie osuszył jej skórę. Odrzucił mokry materiał w kąt i sprawdził, czy drzwi są zamknięte. Nie chciał, by do środka wparował nieproszony osobnik, podczas gdy on zajmie się ranną Haruno. Nie chodziło o wstyd, jakim bez wątpienia było dla niego publiczne pokazanie troski o drugiego człowieka. Po prostu nie chciał, by ktokolwiek widział różowowłosą nagą, bądź w bieliźnie. Gdyby tak się stało, nie zawahałby się i bez mrugnięcia okiem zabiłby delikwenta.
- Sasuke… - jęknęła, wracając jaźnią do żywych. Mężczyzna odsunął kosmyk włosów z jej twarzy i delikatnie pogładził jej policzek.
- Tak?
- Pić – szepnęła, ledwie rozklejając spierzchnięte wargi. Karooki szybko wszedł do łazienki i nalał do szklanki zimnej wody, którą natychmiast napoił spragnioną Sakurę. – Dziękuję – drgnął, nieprzyzwyczajony do zwykłej ludzkiej wdzięczności. Obce mu były współczucie i strach. Nigdy nie czuł skruchy ani sympatii. Albo ktoś był mu obojętny, albo stanowił wrogą jednostkę. Teraz? Teraz, wstając rano z łóżka i wchodząc do łazienki, wpatrując się we własne lustrzane odbicie, nie poznawał siebie. Ta sama twarz, usta, nos, oczy, rysy, ale to, co się na niej malowało… Zupełnie inny człowiek. Sasuke na razie nie wiedział, czy mu się to podoba. Był ostrożny i zdystansowany, jak zawsze, gdy miał do czynienia z czymś nowym.
- Jak mam się nie wściekać, gdy widzę, co narobiłaś – zapytał i okrył ją prześcieradłem. Wygrzebał ze swojej torby maści na gojenie i postawił je na nocnym stoliku.
- Normalnie – wycharczała, powoli zapadając w sen. Uchiha zaśmiał się i z niedowierzaniem pokręcił głową. – Umarłam, czy ty naprawdę się śmiejesz?
- Nie jest z tobą tak źle, skoro humor ci dopisuje – odparł i odkrył tę część ciała kobiety, na której znajdowały się największe zranienia. Gdy ujrzał otarcia i głębokie dziury, chęć odsunięcia gniewu na bok zniknęła całkowicie. Powie jej do słuchu. A Baku to rozszarpie. Rozniesie ją w drobny pył. Nabrał ma palce maści i zaczął rozprowadzać ją w odpowiednich miejscach na skórze kobiety.
- Au! – warknęła głośniej, gdy zbliżył się do krwawiącego miejsca. Poczuł, jak jej stalowe mięśnie spinają się pod jej delikatną skórą. – Au – powtórzyła, a szczęki Sasuke zacisnęły się z siłą imadła.
- Spójrz mi w oczy – poprosił. – No, dalej. Dasz radę – złapał ją za policzki i zmusił do kontaktu wzrokowego. Gdy tylko ujrzał soczystą zieleń jej tęczówek, uruchomił swoją technikę i wprowadził ją w stan głębokiego snu. Westchnął, gdy przyglądał się jej śpiącemu obliczu. Oddychała miarowo, a wargi miała lekko rozchylone. – Jesteś irytująca – mruknął, ale na jego ustach błądził cień uśmiechu.

Itachi wpatrywał się w wycieńczoną Baku. Dziewczyna leżała w jego ramionach, pogrążona w głębokim śnie, a nieposłuszny kosmyk jej płomiennych włosów opadł na jej czoło, łaskocząc ją w nos. Na policzki starszego Uchihy wstąpił lekki rumieniec, gdy pochylił się nad nią i zdmuchnął go na bok. Zauważył, jak uśmiecha się przez sen, a jej umorusana kurzem i krwią twarz łagodnieje. Również się uśmiechnął i wszedł z nią do jej pokoju. Położył ją na łóżku i odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale dopadło go coś na kształt wyrzutów sumienia. Była ranna i potrzebowała opieki, a on chciał po prostu iść do siebie i popracować. Przeklął w myślach i spojrzał przez ramię na przesiąknięte krwią ubranie Baku.
- Jestem niepoważny – mruknął do siebie, gdy dotarło do niego, co postanowił. – Wypatroszy mnie. Chociaż to za mało powiedziane – mamrotał niewyraźnie, gdy zamykał drzwi na klucz. Wziął kilka głębokich wdechów i podszedł do łóżka, na którym spała Baku. Spojrzał na jej twarz, starając się znaleźć cokolwiek, co sprawiłoby, że odechce mu się pomocy. Nie mógł jednak odejść. Była bezbronna i ranna, a jej poświęcenie godne podziwu do tego stopnia, że zasługiwała na dobrą opiekę. Wszedł na materac i zaczął ściągać z niej przesiąknięte krwią ubranie. To jednak, przyklejone do zeschniętej posoki, nie chciało tak łatwo odejść. Ciągnąc materiał, ranił jej skórę słysząc, jak jęczy i syczy.
- Tak tego nie zrobię – odsunął się na krok i spojrzał na Baku, zastanawiając się nad następnym krokiem. – Nie mam wyjścia – rzucił sam do siebie. – Muszę wsadzić ją do wanny.
Kilka chwil później wyszedł z łazienki i niepewnie podszedł do łóżka, na którym leżała Baku. Po chwili zawahania delikatnie wziął rudowłosą na ręce i skierował się z nią w stronę wanny. Kopniakiem zamknął za sobą drzwi i starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, włożył ją do wody. Pech chciał, że po zetknięciu się z ciepłą cieczą, ciało płomiennowłosej wygięło się, powodując utratę równowagi u Itachi ‘ego. Pochylony nad wanną, nie zdążył się podeprzeć i wylądował głową w wodzie. Szybko wynurzył się na powierzchnie, plując i prychając.
- Bądź tu człowieku dobry – warknął i odrzucił na plecy mokre włosy. Szybko pozbył się ubrań dziewczyny, pozostawiając na niej bieliznę. Obmył wszystkie rany i wyciągnął ją na płytki, gdzie wcześniej rozłożył wielki ręcznik. Owinął szczelnie jej ciało i wyniósł ją do sypialni, gdzie dokładnie osuszył każde, choćby najmniejsze zadrapanie.
- Nie zostawię jej w mokrej bieliźnie – niemalże jęknął. Normalnie pewnie Sakura zajęłaby się opatrzeniem ran Baku, ale teraz i ona potrzebowała pomocy. – Baka, baka, baka – Itachi bił się pięścią po głowie, próbując ogarnąć zaistniałą sytuację. – No, tak – rzucił, przypominając sobie, jak uczył Sakurę rozpoznawania aury różnych przedmiotów, podczas gdy miała na oczach przepaskę. Natychmiast zganił się w myślach za opóźnione reagowanie.
- Ale gdybym był na polu bitwy, to nie miałbym dylematów, czy mogę kogoś rozebrać – zastanowił się na głos. Pokręcił głową, odganiając dalsze rozmyślania i wstał, by zgasić światło. Gdy pomieszczenie zalała fala mroku, poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają. Od zawsze czuł się pewniej, gdy wokoło panowała nieprzenikniona czerń. Uruchomił swoją zdolność i podszedł do dziewczyny, której niebiesko-pomarańczowa aura falowała niespokojnie, przypominając mu płomień. Bez zastanowienia rozebrał ją z bielizny i szybko przebrał w czyste rzeczy. Rany na jej ciele odznaczały się pulsującymi plamkami czerwieni, więc wziął z szafki maści i zaczął opatrywać skaleczenia.
- Głupiutka Baku – szepnął, gdy bandażował jej klatkę piersiową i ręce. Na koniec, gdy wszystko było na swoim miejscu, włączył światło i krytycznym okiem spojrzał na swoje dzieło. – No, może nie jest pięknie, ale przynajmniej zrobiłem, co mogłem – skwitował. Bandaże ledwie trzymały się siebie, już nie wspominając o prostych splotach, o których można pomarzyć. Westchnął i przykrył ją kołdrą. Pocałował ją w czoło i wyszedł z pokoju, gasząc światło i pozostawiając uchylone drzwi.

U podnóża schodów natknął się na młodszego brata. Sasuke spojrzał na niego, a gdy surowym wzrokiem zmierzył jego mokre włosy, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Itachi przypatrywał mu się z niekrytym zdziwieniem. Rzadko słyszał, by ogarniała go tak wielka radość.
- Pływałeś? – zapytał, opanowując atak wesołości.
- Rekreacyjnie – odparł długowłosy i wyminął go na schodach. – Ani słowa więcej – mruknął, gdy Sasuke otwierał usta, by dopiec mu czymś ciekawszym. Westchnął i wszedł do kuchni, by zjeść kolację. Jedząc kanapkę, przypomniał sobie mokre włosy Itachi ‘ego i zakrztusił się. Kaszlał i śmiał się jednocześnie.
- Spokojnie – poczuł, jak brat klepie go po plecach. – Nie wykorkuj – dodał i podszedł do szafki, z której wyjął szklankę i napełnił ją wodą. Podał ją Sasuke, który wypił zawartość do dna i odstawił naczynie do zlewu.
- Zamknąłeś demony? – zapytał, gdy Itachi usiadł do stołu i wgryzł się w jabłko.
- Tak – odparł ze stoickim spokojem. – Mamy pierwszego, czwartego, piątego i szóstego.
- Siódmego, ósmego, dziewiątego i dziesiątego – dodał Sasuke i dosiadł się do brata. – Jeszcze trzeci i drugi.
- I co? – zapytał długowłosy. – I co dalej? Jaki jest plan? Co wymyśliła? Mówiła ci? Zastanawiałeś się, jakie są szanse, że ktokolwiek wyjdzie z tego żywy? A zwłaszcza Sakura? – starszy z braci zaczynał tracić cierpliwość.
- Wątpię, by ktokolwiek bawił się w plany – odpowiedział Sasuke. – Nie wiemy, co nas czeka. Wszystko to wymyka się z pod kontroli tylko dlatego, że nikt nie jest z nikim szczery. Wszędzie tajemnice i granie do własnej bramki.
- Nie wiemy, co się stanie – Itachi powściągnął emocje. – Do tej pory żyliśmy w przekonaniu, że Jūbi powstaje z połączenia demonów. Teraz… - zawiesił głos. – Teraz mamy dziewięć demonów, z których każdy jest żądny zemsty na dziesiątym – skonstatował i ledwie powstrzymał się, by nie uderzyć głową w blat.
- Nie zapominaj o Daisuke i Kabuto – upomniał go Sasuke. – Do tego Tsunade i jej chore wymysły. Sam już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć – Itachi wsłuchiwał się w jego zmartwiony ton. Może nie okazywał tego w oczywisty sposób, jednak długowłosy wiedział, że jego młodszy brat jest niespokojny. Doskonale go rozumiał. Cała zaistniała sytuacja i jemu spędzała sen z powiek.
- Sakura zdaje się wiedzieć więcej, niż nam mówi – powiedział. – Nie podoba mi się to.
- Tak, jak mówiłem – rzucił Sasuke. – Każdy ma przed każdym tajemnice. Walczymy przeciwko wspólnemu wrogowi. Nie widzę przeszkód w ewentualnej współpracy – to zdanie tyczyło się także Itachi ‘ego i jego pokrętnych planów odnośnie Hebi.
- Posłuchaj – rzucił starszy z braci. – Nim nie dowiemy się niczego więcej, musimy działać wedle wytycznych – odparł.
- Wytycznych ustalonych przez kogo? – zdenerwował się Sasuke. – Kto jest przywódcą tego całego przedsięwzięcia, co? Kto wydaje rozkazy? – uniósł się młody Uchiha. Itachi wiedział, że odpowiedź mu się nie spodoba, jednak uznał, że będzie lepiej, by brat wniósł do sprawy dozę sceptycznego nastawienia i dystansu.
- Pain – odparł i spojrzał badawczo na zmieniającą się mimikę Sasuke. – Zanim jednak wrzaśniesz i popędzisz niczym taran, żeby go stłuc na miazgę, posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – poprosił. Młodszy rzucił mu zawistne spojrzenie.
- Lepiej niech to będzie coś godnego poświęcenia – żachnął się.
- Wszystko dzieje się na prośbę Tsunade – rzucił, a Sasuke znieruchomiał.
- Ta kobieta układa się z samym diabłem – mruknął z niedowierzaniem karooki. – Czego ona chce? Co zwęszyła? Czasami zastanawiam się, czy Orochimaru faktycznie był tym najgorszym z Sanninów.
- Był. To nie podlega wątpliwości – zrugał go Itachi. – Co do samej Tsunade. Wygląda na to, że próbuje upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Do obydwu przedsięwzięć potrzebuje Sakury i tego, co w niej drzemie.
- Wydaje się, jakby jeden z jej planów realizował osobistą zemstę – mruknął Sasuke, przypominając sobie dotychczasowe fakty. Większe dobro dla Konohy, wieczny spokój duszy Tsunade, ale jaka cena dla Sakury i jej bliskich? Wzdrygnął się. Wydało mu się to odrażające, jak ta kobieta manipulowała emocjami Haruno, by zrealizować własne plany. Wiedział jednak, że i on nie był lepszy. Działał podobnie, bez jakichkolwiek skrupułów i zahamowań.
- Sakura jednak wydaje się skłonna do pomocy swojej mentorce – skwitował z niesmakiem Itachi. – Wciąż nie wiemy, czego uczyła się z tajemniczej księgi od Piątej. Technik uzdrawiania? Destrukcji? Obrony? Wszystko naraz… - ostatnie mruknął sam do siebie, jednak Sasuke i tak wychwycił każde jego słowo.
- W jednym się zgadzamy – przyznał niechętnie młodszy Uchiha. Jego brat podniósł na niego spojrzenie pełnie niekrytego zdziwienia. – Pozostaje nam czekać i reagować na bieżąco.

Wszedł do sypialni i zdjął koszulę. Przeczesał palcami włosy i spojrzał na śpiącą Sakurę. Z jego piersi wydobyło się głębokie westchnięcie pełne rezygnacji i niemocy.
- Co ja z tobą mam? – zapytał szeptem i wsunął się pod kołdrę. Kiedy poczuł ciepło bijące od kobiety, momentalnie się uspokoił i odetchnął. Zwrócił się w jej stronę i zauważył, jak zielona poświata delikatnie osnuwa każdy cal jej ciała. Regenerowała rany leczniczą chakrą, co zawsze fascynowało Sasuke. Nie tylko u Sakury, jako medyka. U wszystkich z umiejętnościami uzdrawiania. – Mała, irytująca dziewczynko – wymamrotał i przyciągnął ją do siebie.
- Powtarzasz się – odpowiedziała mu sennie. Zaśmiał się pod nosem.
- Zawsze musisz wszystko podsłuchiwać, nie? – zapytał retorycznie. – Nic ci nie umknie.
- Więc przestań się łudzić, że cokolwiek przede mną ukryjesz – odparła i mocno wtuliła się w jego pierś. – Czuję się tutaj jak w domu – wymamrotała z nosem przy jego skórze. Usłyszała, jak jego serce przyspiesza, jednak po chwili wraca do normalnego rytmu.
- Nie uda ci się to – powiedział, a do jego tonu wkradł się chłód. – I tak jestem na ciebie wściekły za twój wybryk – Sakura zadrżała.
- Akurat z tym wyznaniem to nie był wybieg, żeby cię udobruchać – szepnęła.
- Ostrożności nigdy za wiele – odpowiedział i pocałował ją w czubek głowy. Zaśmiała się krótko. Chuchnął w jej włosy. – Nie boli cię szyja? – zapytał znienacka. Haruno podniosła na niego zdziwione spojrzenie.
- Nie, dlaczego? – zainteresowała się. Na usta Sasuke wkradł się zjadliwy uśmieszek.
- Bo dusiłem cię na odległość – odparł z przekąsem.
- Widać nieskutecznie – rzuciła, ale nie mogła się nie zaśmiać. – Wciąż mnie zaskakujesz.
- To dobrze? – zapytał, a jego ton stał się poważny. Spojrzała mu w oczy z nieodgadnionym wyrazem.
- Jak dotąd, tak – odpowiedziała. Wciąż zastanawiała się, jak to jest możliwe, że zmienił się tak drastycznie. Chociaż, gdyby się zastanowić, tylko gdy byli sami stawał się ciepłym i czułym mężczyzną. W obecności innych dystansował się, poważniał i nigdy nie przestawał czujnie obserwować zachowania ludzi. – Rozbraja mnie twoja dziecięca naiwność w sprawach uczuciowych – przyznała po chwili zamyślenia.
- Co masz na myśli? – zapytał, mierząc ją bacznym spojrzeniem.
- Jesteś świetnym wojownikiem i genialnym strategiem – zaczęła. – Masz niespotykaną intuicję i umiejętność wyczuwania ludzkich słabości – dodała, patrząc mu w oczy, które z każdą chwilą stawały się coraz węższe. – Ale gdy przychodzi do zwykłych emocji; uczuć, które tobą szargają na co dzień, stajesz się bezbronny jak dziecko – na ostatnie stwierdzenie powieki Sasuke rozwarły się szeroko. Utrafiła z analizą, ale nie przyznał tego na głos. Nigdy nie przyznawał się do słabości. Był zwolennikiem cichego eliminowania swoich defektów, stąd wywodziła się obawa i wstręt przed proszeniem o pomoc.
- I co w związku z tym? – zapytał. Sakura ze smutkiem obserwowała, jak na jego twarzy pojawia się maska opanowania, a z oczu znikają wszelkie emocje. Bronił się, chociaż nie musiał.
- Sasuke – mruknęła. Palcami rozprostowała zmarszczkę miedzy brwiami mężczyzny, a następnie z czułością musnęła jego wargi. – Nie zrobię ci krzywdy, więc nie chowaj się w sobie. Ta bezbronność sprawia, że chcę cię jedynie chronić – dodała i potarła nosem o jego policzek. Uchiha westchnął.
- Śpijmy – odparł finalnie. Kobieta wiedziała, że w tym momencie w jego głowie pracuje masa trybików, próbująca pojąć to, co mu powiedziała. Pocałowała go we wgłębienie szyi i przytuliła policzek do jego piersi.
- Dobranoc, Sasuke – powiedziała. – Kocham cię – szepnęła najciszej, jak potrafiła. Wciąż bała się tych słów. Szczególnie w czasach, gdy każdego dnia może po prostu zginąć, pozostawiając bliskich w świadomości jej bezpowrotnej podróży.
- Też cię kocham – odpowiedział. Nie mogła się nie uśmiechnąć. Po prostu nie mogła.
Dzień zapowiadał się ciepły i słoneczny. Sakura otworzyła powieki i ziewnęła przeciągle. Chciała obrócić się do krawędzi łóżka i ponownie zapaść w sen, ale nie zauważyła, jak blisko końca materaca leżała i runęła na podłogę.
- Au – wydusiła i zrezygnowana położyła się na ziemi. Otworzyła powieki i natknęła się na głowę Sasuke, która ciekawsko wychylała się znad krawędzi łóżka.
- Dzień dobry, kochanie – rzucił zadziornie i puścił jej oczko. – Jak ci było niewygodnie, to mogłaś mi powiedzieć – dodał i udał zmartwienie. Haruno zmroziła go swoim spojrzeniem.
- To przez ciebie – zdenerwowała się. Na twarzy Sasuke pojawiło się zdziwienie. Było tak autentyczne, że gdyby nie figlarny błysk w oczach, to Sakura łyknęłaby ten wykręt.
- Przeze mnie? – zapytał zszokowany.
- Rozpychasz się po całym łóżku i zabierasz mi kołdrę. Matko, jesteś nadpobudliwy czy jak?
- Tylko wtedy, gdy ty leżysz koło mnie – odparł, a na jej policzkach wykwitł dorodny rumieniec.
- Głupek – mruknęła i wstała. – Muszę dzisiaj zajrzeć do szpitala, ale przedtem sprawdzę co z Baku i zbadam Hinatę – skierowała się w stronę łazienki, a Sasuke rozłożył się wygodnie na łóżku i przymknął powieki, zakładając ręce za głowę. Sakura spojrzała przez ramię i nie mogła zaprzeczyć, że ten mężczyzna był cholernie pociągający.
- Wracasz do mnie? – zapytał, a ona spurpurowiała. – Bo jak nie, to nie gap się tak, jakbym stanowił ostatniego samca na ziemi – dodał arogancko i otworzył jedno oko.
- Zboczeniec – rzuciła i umknęła do łazienki, unikając tym samym lecącej w jej stronę poduszki. Szybko wykonała poranne czynności i ubrana wyszła do sypialni. Sasuke wciąż wylegiwał się w łóżku, obserwując ją bacznie spod na wpół przymkniętych powiek.
- Idziesz już? – zapytał. Kobieta spięła włosy w wysokiego kucyka i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie chcę obrastać w tłuszczyk, tak jak ty – odparła i wystawiła mu język. Uchiha zaśmiał się pod nosem, ale wiedziała, że zagrała mu na ambicji. Szybko zerwał się z materaca i chwycił ją w objęcia.
- W takim razie znam sposób, by coś na to zaradzić, nie ruszając się z łóżka – wymruczał do jej ucha, a jego dłonie wsunęły się pod koszulkę Sakury.
- Hantai – skomentowała jego zachowanie, ale nie mogła zaprzeczyć temu, co ogarnęło jej ciało. Fala gorąca i dreszczy przebijała ją na wskroś za każdym razem, gdy palce Sasuke muskały jej skórę. Westchnęła i pozwoliła zaprowadzić się do łóżka, na którym po chwili leżała naga, pełna wyczekiwania.
- Koniec z tłuszczykiem – szepnął jej do ucha. Haruno zachichotała, a po chwili jej śmiech przerodził się w głęboki jęk, gdy Sasuke wszedł w nią głęboko.
- Koniec…
Schodziła po schodach trzymając się za rumiane policzki. Nerwowo rozglądała się na boki przypominając sobie, że w jej domu mieszkają Itachi i Baku.
- A jak słyszeli? – zapytała samą siebie.
- Co słyszeli? – podskoczyła na dźwięk głosu Baku. Zmierzyła przyjaciółkę wściekłym spojrzeniem.
- Nie podsłuchuj – rzuciła, gniewem maskując zawstydzenie. Rudowłosa wydawała się być zaskoczona.
- Wybacz, że usłyszałam jak gadasz sama ze sobą – odparła wesoło. – Przeproś drugą Sakurę za mój nietakt. Na pewno omawiałyście jakieś ważne kwestie… - zakpiła, a Haruno machnęła lekceważąco dłonią.
- Już, załapałam – mruknęła. – Jak się czujesz?
- Ktoś mnie opatrzył – wskazała dłonią na, prześwitujący przez materiał jej bluzki, bandaż. Zmarszczyła czoło. – Początkowo zastanawiałam się, jakim cudem byłaś wstanie tak szybko mnie uleczyć, ale gdy zobaczyłam, jak nieudolnie założono opatrunek, stwierdziłam, że to nie mogłaś być ty – Baku zamyśliła się na moment. – Miałam na sobie świeżą bieliznę… Ktoś mnie rozebrał do naga! – wrzasnęła na cały dom, pędząc jak na złamanie karku w stronę kuchni.
- Zaczekaj! – zawołała za nią Sakura. Kątem oka zauważyła, jak w cieniu jednego pokoju chowa się Itachi. – Hej, Uchiha – skinęła na niego palcem, przywołując go do siebie. Mężczyzna niechętnie wyszedł z ukrycia. Różowowłosa zaobserwowała na jego policzkach dorodne rumieńce, a w oczach zakłopotanie i niepewność. Olśniło ją. – Lepiej się stąd zmywaj. Dojście prawdy nie zajmie jej wiele czasu – odparła, ledwie maskując śmiech.
- Miałem ją tak zostawić? – zapytał z wyrzutem. – Poza tym umyłem ją, jak była w bieliźnie, a przebrałem ją i opatrzyłem w ciemnościach – dodał.
- To i tak ci nie pomoże – powiedziała z diabelskim uśmiechem.
- Itachi Uchiha! – po całej posiadłości rozległ się wrzask płomiennowłosej. Itachi posłał Sakurze błagalne spojrzenie. Kobieta zachichotała i pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
- Pewnie poszedł potrenować! – krzyknęła do Baku, a Itachi odetchnął. Posłał jej pełen wdzięczności uśmiech i zniknął w innej części budynku.
- Jak tylko się dowiem, że go przede mną ukrywasz… – usłyszała z dołu mściwy głos Baku.
- Nie mam czasu na twoje obrażalstwo – rzuciła uspokajającym tonem. – Jak się opanujesz, to daj mi znać – dodała i wyszła z domu, kierując się w stronę posiadłości Uzumakich.

Zapukała do drzwi Hinaty i czekała. Dzień faktycznie należał do tych przyjemnych. Słońce świeciło wysoko nad głowami Konohańczyków, a powietrze było ciepłe i lekkie. Na niebie nie było ani jednej chmury, która mąciłaby nieskalany błękit kopuły nad nimi, toteż Sakura cieszyła się każdym jej skrawkiem, oczekując na przyjaciółkę.
- Witaj – uśmiechnęła się granatowowłosa i wpuściła ją do środka.
- Przyszłam sprawdzić, co u ciebie i małego Naruto – odparła Sakura i spojrzała wymownie na zaokrąglający się brzuch Hinaty. Kobieta zaparzyła herbatę i podała ją wraz z domowej roboty ciastem.
- Czuję się dobrze – odparła. – Biorę witaminy, które mi zaleciłaś i widzę znaczną poprawę.
- Cieszę się – Sakura odstawiła filiżankę i zwróciła się do białookiej. – Podwiń koszulkę i połóż się – poprosiła. Chwilę dotykała jej brzucha, potem uwolniła zieloną chakrę, by zbadać czynności życiowe malca. Po kilku minutach popijały herbatę i zajadały się ciastem.
- Wszystko jest w porządku – uśmiechnęła się do zestresowanej przyjaciółki. – Odpoczywaj, bierz witaminy i ciesz się życiem – dodała. – To najlepszy sposób.
- A co u ciebie i Sasuke? – zapytała. – Wciąż ze sobą mieszkacie? – różowowłosa zarumieniła się lekko.
- Tak – odparła i wepchnęła do ust wielki kawałek ciasta. – Remont się jeszcze nie zaczął, a przecież nie wyrzucę go, nie?
- No, oczywiście, że go nie wyrzucisz – zapewniła ją solennie Hinata, a w kącikach jej ust czaił się cień uśmiechu. – Jakby to wyglądało w oczach innych! – zawołała, ledwie hamując wesołość.
- Nabijasz się! – zdenerwowała się Sakura, ale i ona finalnie wybuchła gromkim śmiechem. Gdy uspokoiła się trochę, posłała białookiej niepewne spojrzenie. – Skąd wiedziałaś, że Naruto to ten jedyny? – Uzumaki zdziwiła się.
- Nie wiedziałam – odparła po dłuższej chwili namysłu. – Po prostu, gdy z nim byłam to tak, jakbym miała słońce na wyciągnięcie ręki – uśmiechnęła się na wspomnienie tego uczucia. Miała tak, aż po dziś dzień. – Czemu pytasz? – Sakura schowała dłonie pod kolana i zagryzła delikatnie wargę.
- Co, jeżeli kocham jedynie wyobrażenie Sasuke? – wyrzuciła z siebie. – Nie było go tyle lat, a ja pamiętam go jako chłopca z drużyny siódmej. To ma się nijak do rzeczywistości. Teraz jest pełnokrwistym mężczyzną, odważnym i samodzielnym shinobi, a nie nieporadnym i zagubionym dzieckiem, które odpychającym zachowaniem broniło się przed złem, jakie go spotkało – wyjaśniła, wciąż gubiąc się w tym, co czuła.
- Sakura… - zaczęła Hinata, ale nie wiedziała, co powiedzieć. Złapała ją za łokieć.
- Nie stać mnie na złe ulokowanie uczuć – wyjaśniła zbolałym głosem. – Zbyt mało czasu upłynęło, odkąd wróciłam do żywych – zaakcentowała ostatnie słowo. – Nie wiem też, ile mi go pozostało do końca.
- Nie mów tak – zdenerwowała się białooka. Złapała ją za policzki i zmusiła, by spojrzała w jej oczy. – Nie wolno ci tak mówić. Wiesz, ile osób walczy o twoją wolność? Twoją, Naruto i wielu innych, którzy posiadają w sobie demony? Ty jako ostatnia powinnaś myśleć pesymistycznie!
- Hinata… - szepnęła Sakura, a w jej oczach zabłysnęły łzy.
- Przestań tak się znęcać nad sobą – rzuciła Uzumaki. – I przy okazji nad innymi.
- Może myślę samolubnie – zaczęła, ale Hinata jej przerwała.
- Byłaś egoistyczna odkąd odszedł Sasuke – wbiła jej szpilkę, ale Haruno wiedziała, że ma rację. Raniła ich tylko dlatego, że nie potrafiła zaufać sile ich przyjaźni. – A co do młodego Uchihy…
- Jak go nazwałaś? – zapytała zielonooka, a na jej usta wpełzł uśmiech niedowierzania.
- Młody Uchiha – powtórzyła granatowowłosa z błyskiem ogników w oczach. – Młody Uchiha jest zapatrzony w ciebie jak w obrazek. Jeżeli nie znasz tego Sasuke, który pojawił się w twoim życiu, to daj sobie czas i sprawdź, kim się stał. Wtedy poznasz odpowiedź na swoje pytanie – przytuliła ją do siebie. Po chwili Sakura usłyszała cichy szept. – A jeżeli cokolwiek ci zrobi, to wiedz, że nic go nie ocali przed gniewem twoich przyjaciół.
- Widły i pochodnie? – zapytała ze śmiechem różowowłosa, kryjąc wzruszenie słowami Hinaty.
- Nie – odparła diabolicznie kobieta. – Płomienie i piekielne męki.

Kierowała się w stronę szpitala z lżejszą głową. Myśli względnie zajęły właściwe miejsca i uporządkowały się na tyle, by mogła odetchnąć. Poznać Sasuke na nowo – ten pomysł posiadał swoje ‘za i przeciw’. Głównym problemem było przebicie się przez skorupę Sasuke, który nigdy nie był skory do zwierzeń. Podejrzewała, że to jedno się nie zmieniło. Z drugiej strony chciała wiedzieć o nim więcej. Pragnęła poznać niektóre fakty z jego życia, nie dlatego, że była ciekawa. Po prostu potrzebowała znaleźć motywację jego postępowań, gdyż racjonalne wyjaśnienia niewiele jej dawały.
Weszła do szpitala, w którym jak zwykle panował ruch i hałas. Skierowała się do swojego gabinetu, po drodze witając się z Hanako ciepłym uśmiechem i skinięciem głowy. Miała ochotę zaśmiać się z miny kobiety, która wyrażała czysty szok i dezorientację. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jeszcze jakiś czas temu ofuknęłaby ją albo minęła bez słowa. Dzisiaj już nie.
- Popatrzcie się, ludzie – mruknęła do siebie. – Ledwie się pojawił, a ja tracę głowę.
W gabinecie zarzuciła na ramiona kitel i zawiesiła na szyi stetoskop. Poczuła dziwną radość, spowodowaną znajomym widokiem i zapachem. Wiedziała, że uzdrawianie to jej powołanie, a teraz jedynie się w tym utwierdziła. Żwawo ruszyła przez korytarz, pozdrawiając mijanych ludzi. Każdy z nich otwierał szeroko oczy i usta lub wpadał na drugiego kolegę po fachu, widząc uśmiechniętą ordynator szpitala.
- Wszystko w porządku? – zapytał jeden z instrumentariuszy, kiedy podeszła do niego i przywitała się.
- W jak najlepszym – odparła, ale zaraz spoważniała. – Ale to nie zmienia faktu, że ma panować tutaj porządek i dyscyplina! – rzuciła donośnie, a wszyscy umknęli do swoich zajęć, zerkając z ukosa, czy aby przypadkiem różowowłosa nie została podmieniona. – Proszę szefów zespołów do mojego gabinetu z tygodniowymi raportami – poinformowała ich Sakura. – Migiem.
***
Po wyjściu Sakury rozciągnął się na łóżku niczym kot. Ogarnęło go, nietypowe dla niego, rozleniwienie. W przypływie chwili złapał poduszkę Haruno do ręki i przystawił do niej nos. Poszewka pachniała jej szamponem do włosów, więc zaciągnął się raz jeszcze ulubioną wonią i odrzucił pierze w bok. Zastanowił się, co takiego właściwie jest między nimi. Nie są oficjalnie razem, ale sypiają ze sobą. Mieszkają ze sobą, ale żadne nie przyznaje się na głos do uczucia, jakie wobec siebie żywią. Nigdzie wspólnie nie wychodzą, ale w zaciszu domu nie odstępują się na krok. Tak wyglądała chłodna kalkulacja faktów w wykonaniu pana Uchihy.
- Jakie to jest upierdliwe – rzucił i zwyczajem Shikamaru i zapatrzył się w sufit. – Dość. Baka, rusz się w końcu – zganił się na głos i wszedł do łazienki wziąć zimny prysznic. Wiedziony ideą drakońskiego treningu, przebrał się w odpowiedni strój i zszedł na dół.
- Ktoś tu ma lenia za skórą – usłyszał kpiący głos Baku.
- Ty masz owada i ci nie wypominam – odgryzł się i wziął do ręki jabłko. Płomiennowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Widzę, że masz dobry dzień – mrugnęła znacząco. – Czyżby piękny poranek? – aluzja wręcz uderzyła w młodego Uchihę. Skrzywił się drwiąco.
- To pewnie jeszcze nie wiesz, skoro tryskasz dobrym humorem  - zastanowił się na głos. Doskonale wiedział, że poruszył jej ciekawską stronę natury. Rzucił jej zagadkowe spojrzenie. Dziewczyna aż skuliła się z chęci poznania sekretu. – Powiem ci, bo cię lubię – odparł i wgryzł się w owoc.
- Ta, jasne – machnęła lekceważąco ręką, wyczekując odpowiedzi.
- Itachi widział cię nagą i powiedział, że nie do końca był pewny ile masz z owada, a ile z człowieka – szepną konspiracyjnie i szybko ulotnił się z domu. Ostatnie, co widział, to dzika furia na twarzy Baku.
Niewiele interesował się tym, co rudowłosa zrobi Itachi ‘emu. Nareszcie zyskał możliwość odegrania się za jego pocałunek z Sakurą. Już widział w swoich wizjach, jak Baku miota nim po całej posiadłości, a Itachi bezradnie próbuje łapać się wszystkiego, co akuratnie mija. Prychnął pod nosem, usilnie starając się powstrzymać salwę śmiechu. W szampańskim nastroju skierował się w stronę pola treningowego numer dwa.
- Trening? – zapytał głos z jego lewej strony. Zmierzył Ino spokojnym spojrzeniem.
- Owszem – odparł i zatrzymał się.
- Siłowy, kondycyjny, taktyczny czy techniczny? – ponownie zwróciła się do niego, poprawiając wysokiego kucyka na czubku głowy.
- Kondycyjny – mruknął.
- Mogę się dołączyć? Właśnie szłam na pole numer dwa – zapytała i czekała na odpowiedź. Sasuke wzruszył jedynie ramionami, co w jego przypadku było entuzjastyczną wersją zgody, po czym ruszyli przed siebie.
Gdy znaleźli się na miejscu, Sasuke zaproponował Ino swoją serię ćwiczeń. Zastanawiał się, czy jest w ogóle sens dzielić z nią trening. Może nie była słaba, ale on wymagał od siebie drakońskiego wysiłku, bez grama litości i oddechu. Jak się okazało, Ino sprostała jego wymaganiom. Owszem, pod koniec ledwie zipała, jednak na jej twarzy malowało się zadowolenie, a podczas kilku godzin ciemiężenia z ręki Sasuke nie zwolniła ani razu.
- Nieźle poszło – mruknął w jej stronę i obydwoje pociągnęli łyk wody z butelek.
- Człowieku – wymamrotała. – Jeszcze kilka takich treningów, a moje mięśnie zmienią się w stalowe pręty – zaśmiała się, a Sasuke skrzywił się ironicznie. Spojrzał na jej wątle wyglądające ramiona i nogi, które niewątpliwie, wbrew pozorom, dysponowały ogromną siłą.
- Tobie to nie grozi – odparł kąśliwie.
- Nie podejrzewałabym cię o poczucie humoru – odpowiedziała zaczepnie. Zebrała swoje rzeczy i pomachała mu na do widzenia. Uchiha skinął jej głową i również zebrał cały raban. Wstał z ziemi i otrzepał spodnie. W sumie nie miało to sensu, bo i tak wyglądał jak siedem nieszczęść, ale to był po prostu odruch. Wyprostował się i momentalnie się skrzywił. Jego ciało przeszył ból, którego od lat nie miał okazji doświadczyć. Jego pojawienie się nie wróżyło nic dobrego. Zaniepokojony sięgnął ręką na swój lewy bark.
- Ten no Juin – szepnął. Nagle jego powieki rozwarły się szeroko. Jego ciałem zawładnął paraliż, a umysł przestał pracować. Echem w jego głowie odbijało się jedno imię. Imię, które już więcej nie powinno gościć na niczyich ustach. – Orochimaru…
***
Naruto siedział w swoim gabinecie i spoglądał na butelkę sake. Zastanawiał się, czy ją otwierać. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma specjalnie dużo zmartwień, by wspomagać się alkoholem. Ważniejszy jednak był fakt, że niedługo zostanie ojcem. Uśmiechnął się z niedowierzaniem, a jego serce zalała fala ciepła. Obiecał sobie, że będzie najlepszym tatą na świecie. Gotów był na takie same poświęcenia, jak jego rodzice. Wiedział, że jest wstanie oddać życie, byleby jego dziecko było bezpieczne. Uznał, że to jest dobry powód do otworzenia sake. Chwycił za butelkę, ale w tym momencie skóra na jego brzuchu zapiekła go niemiłosiernie. Upuścił naczynie na stół, a chwilę potem podniósł koszulkę do góry. Tatuaż pieczętujący demona jarzył się na czerwono.
- Hakke no Fūin Shiki – mruknął, nie bardzo rozumiejąc, co oznacza jego aktywacja. Po momencie jednak dotarł do niego prosty fakt. Fakt ten sprawił, że oczy blondyna rozwarły się szeroko, a niedowierzanie kazało mu wypluć te słowa na głos, bo inaczej nie dałby im wiary. Zanegowałby je, a nie mógł zignorować tak oczywistego sygnału. Pieczęć świeciła się tylko w jednym momencie – pomyślał. Wtedy, gdy pojawiał się… - Jiraya…
***
W ciemnym pomieszczeniu oświetlonym wątłym blaskiem świecy siedziała garstka ludzi. Dokładnie było ich troje. Kobieta i dwóch mężczyzn. Na stoliku, wokół którego się zebrali, stały trzy szklaneczki i dwie butelki sake. Wokół panowała niezmącona cisza, a zebrani zdawali się prowadzić ze sobą niemą rozmowę. Ich oczy znajdowały się daleko poza zasięgiem światła padającego od płomienia świeczki, więc żadne z nich nie mogło wyczytać z drugiego ani jednego uczucia. Niepewni siebie i własnych głosów siedzieli niczym posągi wyciosane w kamieniu, których ani deszcz, ani zawieja nie byłyby wstanie poruszyć. W pewnej chwili kobieta sięgnęła po butelkę z trunkiem, a jej dwa blond kucyki mignęły w jasnym kręgu światła. Nalała do każdej szklanki alkoholu i odstawiła naczynie na miejsce. Czerwony diamencik umiejscowiony na jej czole błysnął groźnie, ale momentalnie skrył się w bezpiecznej strefie cienia.
- Ta cisza krępuje nawet mnie – jadowity głos przedarł niezmąconą dotąd atmosferę i rezonował w pustych ścianach pokoju. Blada dłoń o długich palcach mignęła w świetle, porywając w ciemność szklankę z sake. 
- Miękniesz na starość – tubalny głos trzeciego osobnika sprawił, że szklanka i butelki, które znajdowały się na stole, zaszczękały o siebie. – Nie ma co marnować dobrego alkoholu – odparł i zabrał swoją kolejkę. Po chwili stagnacji w świetle pojawiły się trzy dłonie z wzniesionymi szklankami.
- Za powrót legendarnych Sanninów – rzuciła kobieta.
- Za zmartwychwstanie – wysyczał bladoskóry.
- Za zwycięstwo – dodał właściciel tubalnego głosu. Szczęk uderzających o siebie szklanek zapoczątkował coś, czego już nikt nie był wstanie powstrzymać. Ruszyła lawina wydarzeń, która już na lata wstecz była spisana krwią na kartach postanowienia Legendarnych Sanninów. Coś, co zmieni życie drużyny siódmej nieodwracalnie, właśnie znalazło swój początek.
***
Miał być wczoraj, ale głupi Internet (uwierzcie mi na słowo - nawet nie wiecie, jak bardzo staram się w tej chwili nie przeklinać) pokazał, że rozdział się załadował, a dostała informację z zaufanego źródła, że nic się nie pojawiło. Kuso! Może teraz uda Wam się przeczytać. Tak nawiasem: ochrzciłam ten rozdział imieniem KOSZMAREK :) I proszę Was o jedno (już po przeczytaniu): tutaj panuje ZAKAZ PRZEMOCY, więc mnie nie bić :P

Autor: .romantyczka

8 komentarzy:

  1. No przecież Cię nie zbiję. Wiem, jak starałaś się dodać ten rozdział wieczorem i przeklinam tylko te "cholerne internety".
    A odnośnie rozdziału, to nie wiem, co mam Ci powiedzieć. Pierwsza część była utrzymana w lekkim tonie, ale jak się domyślałam, kolena już nie.
    Uwielbiam wszystkie sytuacje z Baku. Jej wściekłość musi teraz rozsadzać posiadłość Haruno. ;) No i ten niezdecydowany Sasek... oj. Powinien sie zapytac sam siebie, co ta dziewczyna się z nim ma. Przecież oni już są jak stare dobre małżeństwo.
    Hmm... zaintrygowalo mnie to wskrzeszenie seninów. Musisz mi wytłumaczyć JAK do tego doszło i PO CO Ci oni. Obarczyłaś bohaterów tylkoma problemami. Uważaj, żeby to nie stało się zbyt ciężkie na ich nerwy. Hmm... no i to chyba tyle. Nie wytknę Ci błędów tak, jak ty mi. Nie oszukujmy sie, wszystko co miałaś, wychwyciłaś. No i co jeszcze. Chyba tyle. Czekam na rozwiązanie tych zagadek.

    No cóż, skro zostalam wczoraj nakryta przez Lisiaka, Patkę i jeszcze jedną czytelniczkę zaledwie dzień po tym, jak zatwierdziłam domenę, to nie wypada mi tego ukrywać przed Tobą. Odkąd dodałam tamten pierwszy komentarz pod Twoim rozdziałem, wiedziałam, że to nieuniknione...

    http://armagedon-smierci.blogspot.com/

    Pozdrawiam cieplutko
    Ikula

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciebie? Bić? Nieee... chyba, że mi kolejny dzień na maila nie odpiszesz :P Ale nieee... :D

    Co do rozdziału... ach, ach, ach! Uwielbiam przekomarzanie Saska i Sakurci. Po prostu ach :D Sakura zawsze szczera do bólu :P

    No i Baku... hahaha, ciekawa jestem, jak się z tej sytuacji Itachi wykaraska. Baku go zabije... dzięki Saskowi przede wszystkim. Wredny braciszek, zły typ... nu nu nu...

    (odbija mi, przepraszam)

    Ciekawi mnie sprawa tych sanninów... co się znowu narodziło w Twej główce? ^^

    Dobra, kończę ten chaotyczny twór...

    Czekam na następny rozdział ;)
    Lisiak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komentarz! Nie wiem, co więcej napisać. Po prostu dziękuję.
      Wybacz, że nie odpisuję na maila, ale nie dostałam żadnej wiadomości. Na górze, w Post Scriptum, dodałam innego maila, przez którego obecnie działam. Zapraszam do kontaktu <3

      Usuń
  3. Super rozdział. Nie mogę doczekać się następnego. Życzę dużo, dużo weny do dalszego pisanie:D Pozdrawiam cieplutko:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Extra rozdział :) Akcje między Sasuke i Sakurą są świetne tylko szkoda że w tej notce było ich tak mało :( Czekam na następną część "Ostrej jazdy" no i oczywiście następną notkę :) Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  5. aaa! rewelacyjny rozdział. Podoba mi się relacja jaką stworzyłaś pomiedzy Sasuke a Sakurą. Mam nadzieje, że rozwiniesz jeszcze bardziej ich wątek xD xD
    Gw

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć nowe rozdziały na http://itachi-i-sakura-ai-shiteru.blogspot.com/ i http://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/ serdecznie zapraszam do przeczytania:D

    OdpowiedzUsuń