Wniósł ją do sypialni i od razu
wszedł z nią do łazienki. Nie wypuszczając jej z objęć, puścił do wanny wody i
zatkał ją kurkiem. Uważając, by nie zrobić jej krzywdy, zaczął ją powoli rozbierać.
Dziewczyna raz po raz traciła, to odzyskiwała przytomność, bredząc pod nosem
niezrozumiałe słowa. Gdy Sasuke wreszcie pozbył się poszarpanych i
zakrwawionych ubrań, delikatnie umościł ją w ciepłej, ale nie gorącej wodzie.
- Au – jęknęła, gdy Uchiha zanurzył
ją całą. – Boli.
- Wiem – odparł i podwinął rękawy.
Wziął do ręki mały, czysty ręcznik i zaczął powoli obmywać jej rany. Sakura
znów straciła przytomność, więc nie musiał słyszeć tego, jak cierpi. Nigdy nie
lubił ludzi, którymi władał ból. Uważał, że są słabi, a ich siła woli
niewystarczająca, by przestać jęczeć jak ostatni straceńcy. Lecz gdy słyszał,
jak cierpi Sakura… Nie mógł przejść obok tego obojętnie. Nie umiał się na to
uodpornić. Chciał ulżyć jej w tym bólu. Był gotowy skierować wszystko na
siebie, udźwignąć jej rany i przyjąć zadawane ciosy. Pragnął być jej obrońcą i
tym, na którym wesprze się w chwilach zwątpienia.
- Sasuke – usłyszał jej jęk.
Spojrzał w jej przymrużone oczy. – Proszę, nie gniewaj się – szepnęła. Nie mógł
spełnić tej prośby. Nie po tym, co zrobiła i jak się naraziła. Przyjrzał się
jej ranom i siłą powstrzymał się, by nie warknąć.
- Porozmawiamy o tym, jak
wydobrzejesz – odparł beznamiętnie i dokończył mycie.
- Błagam, powiedz mi, że się nie
gniewasz – sapnęła, gdy pomagał jej wyjść z wanny, w której woda przybrała
kolor brudnego różu.
- Sakura, nie dyskutuj – uciął
czując, jak powoli łamie się w swoim postanowieniu. Sięgnął po wielki ręcznik i
owinął nim jej ciało. Wziął ją na ręce tak, jak matka bierze w ramiona zmęczone
dziecko i wszedł z nią do sypialni. Położył ją na łóżku i delikatnie osuszył
jej skórę. Odrzucił mokry materiał w kąt i sprawdził, czy drzwi są zamknięte.
Nie chciał, by do środka wparował nieproszony osobnik, podczas gdy on zajmie
się ranną Haruno. Nie chodziło o wstyd, jakim bez wątpienia było dla niego
publiczne pokazanie troski o drugiego człowieka. Po prostu nie chciał, by ktokolwiek
widział różowowłosą nagą, bądź w bieliźnie. Gdyby tak się stało, nie zawahałby
się i bez mrugnięcia okiem zabiłby delikwenta.
- Sasuke… - jęknęła, wracając jaźnią
do żywych. Mężczyzna odsunął kosmyk włosów z jej twarzy i delikatnie pogładził
jej policzek.
- Tak?
- Pić – szepnęła, ledwie rozklejając
spierzchnięte wargi. Karooki szybko wszedł do łazienki i nalał do szklanki
zimnej wody, którą natychmiast napoił spragnioną Sakurę. – Dziękuję – drgnął,
nieprzyzwyczajony do zwykłej ludzkiej wdzięczności. Obce mu były współczucie i
strach. Nigdy nie czuł skruchy ani sympatii. Albo ktoś był mu obojętny, albo
stanowił wrogą jednostkę. Teraz? Teraz, wstając rano z łóżka i wchodząc do
łazienki, wpatrując się we własne lustrzane odbicie, nie poznawał siebie. Ta
sama twarz, usta, nos, oczy, rysy, ale to, co się na niej malowało… Zupełnie
inny człowiek. Sasuke na razie nie wiedział, czy mu się to podoba. Był ostrożny
i zdystansowany, jak zawsze, gdy miał do czynienia z czymś nowym.
- Jak mam się nie wściekać, gdy
widzę, co narobiłaś – zapytał i okrył ją prześcieradłem. Wygrzebał ze swojej
torby maści na gojenie i postawił je na nocnym stoliku.
- Normalnie – wycharczała, powoli
zapadając w sen. Uchiha zaśmiał się i z niedowierzaniem pokręcił głową. –
Umarłam, czy ty naprawdę się śmiejesz?
- Nie jest z tobą tak źle, skoro
humor ci dopisuje – odparł i odkrył tę część ciała kobiety, na której
znajdowały się największe zranienia. Gdy ujrzał otarcia i głębokie dziury, chęć
odsunięcia gniewu na bok zniknęła całkowicie. Powie jej do słuchu. A Baku to
rozszarpie. Rozniesie ją w drobny pył. Nabrał ma palce maści i zaczął
rozprowadzać ją w odpowiednich miejscach na skórze kobiety.
- Au! – warknęła głośniej, gdy
zbliżył się do krwawiącego miejsca. Poczuł, jak jej stalowe mięśnie spinają się
pod jej delikatną skórą. – Au – powtórzyła, a szczęki Sasuke zacisnęły się z
siłą imadła.
- Spójrz mi w oczy – poprosił. – No,
dalej. Dasz radę – złapał ją za policzki i zmusił do kontaktu wzrokowego. Gdy
tylko ujrzał soczystą zieleń jej tęczówek, uruchomił swoją technikę i
wprowadził ją w stan głębokiego snu. Westchnął, gdy przyglądał się jej śpiącemu
obliczu. Oddychała miarowo, a wargi miała lekko rozchylone. – Jesteś irytująca
– mruknął, ale na jego ustach błądził cień uśmiechu.
Itachi wpatrywał się w wycieńczoną
Baku. Dziewczyna leżała w jego ramionach, pogrążona w głębokim śnie, a
nieposłuszny kosmyk jej płomiennych włosów opadł na jej czoło, łaskocząc ją w
nos. Na policzki starszego Uchihy wstąpił lekki rumieniec, gdy pochylił się nad
nią i zdmuchnął go na bok. Zauważył, jak uśmiecha się przez sen, a jej
umorusana kurzem i krwią twarz łagodnieje. Również się uśmiechnął i wszedł z
nią do jej pokoju. Położył ją na łóżku i odwrócił się z zamiarem wyjścia, ale
dopadło go coś na kształt wyrzutów sumienia. Była ranna i potrzebowała opieki,
a on chciał po prostu iść do siebie i popracować. Przeklął w myślach i spojrzał
przez ramię na przesiąknięte krwią ubranie Baku.
- Jestem niepoważny – mruknął do
siebie, gdy dotarło do niego, co postanowił. – Wypatroszy mnie. Chociaż to za
mało powiedziane – mamrotał niewyraźnie, gdy zamykał drzwi na klucz. Wziął
kilka głębokich wdechów i podszedł do łóżka, na którym spała Baku. Spojrzał na
jej twarz, starając się znaleźć cokolwiek, co sprawiłoby, że odechce mu się
pomocy. Nie mógł jednak odejść. Była bezbronna i ranna, a jej poświęcenie godne
podziwu do tego stopnia, że zasługiwała na dobrą opiekę. Wszedł na materac i
zaczął ściągać z niej przesiąknięte krwią ubranie. To jednak, przyklejone do
zeschniętej posoki, nie chciało tak łatwo odejść. Ciągnąc materiał, ranił jej
skórę słysząc, jak jęczy i syczy.
- Tak tego nie zrobię – odsunął się
na krok i spojrzał na Baku, zastanawiając się nad następnym krokiem. – Nie mam
wyjścia – rzucił sam do siebie. – Muszę wsadzić ją do wanny.
Kilka chwil później wyszedł z
łazienki i niepewnie podszedł do łóżka, na którym leżała Baku. Po chwili
zawahania delikatnie wziął rudowłosą na ręce i skierował się z nią w stronę
wanny. Kopniakiem zamknął za sobą drzwi i starając się nie wykonywać
gwałtownych ruchów, włożył ją do wody. Pech chciał, że po zetknięciu się z
ciepłą cieczą, ciało płomiennowłosej wygięło się, powodując utratę równowagi u
Itachi ‘ego. Pochylony nad wanną, nie zdążył się podeprzeć i wylądował głową w
wodzie. Szybko wynurzył się na powierzchnie, plując i prychając.
- Bądź tu człowieku dobry – warknął
i odrzucił na plecy mokre włosy. Szybko pozbył się ubrań dziewczyny,
pozostawiając na niej bieliznę. Obmył wszystkie rany i wyciągnął ją na płytki,
gdzie wcześniej rozłożył wielki ręcznik. Owinął szczelnie jej ciało i wyniósł
ją do sypialni, gdzie dokładnie osuszył każde, choćby najmniejsze zadrapanie.
- Nie zostawię jej w mokrej
bieliźnie – niemalże jęknął. Normalnie pewnie Sakura zajęłaby się opatrzeniem
ran Baku, ale teraz i ona potrzebowała pomocy. – Baka, baka, baka – Itachi bił
się pięścią po głowie, próbując ogarnąć zaistniałą sytuację. – No, tak –
rzucił, przypominając sobie, jak uczył Sakurę rozpoznawania aury różnych
przedmiotów, podczas gdy miała na oczach przepaskę. Natychmiast zganił się w
myślach za opóźnione reagowanie.
- Ale gdybym był na polu bitwy, to
nie miałbym dylematów, czy mogę kogoś rozebrać – zastanowił się na głos.
Pokręcił głową, odganiając dalsze rozmyślania i wstał, by zgasić światło. Gdy
pomieszczenie zalała fala mroku, poczuł, jak jego mięśnie się rozluźniają. Od
zawsze czuł się pewniej, gdy wokoło panowała nieprzenikniona czerń. Uruchomił
swoją zdolność i podszedł do dziewczyny, której niebiesko-pomarańczowa aura
falowała niespokojnie, przypominając mu płomień. Bez zastanowienia rozebrał ją
z bielizny i szybko przebrał w czyste rzeczy. Rany na jej ciele odznaczały się
pulsującymi plamkami czerwieni, więc wziął z szafki maści i zaczął opatrywać
skaleczenia.
- Głupiutka Baku – szepnął, gdy
bandażował jej klatkę piersiową i ręce. Na koniec, gdy wszystko było na swoim
miejscu, włączył światło i krytycznym okiem spojrzał na swoje dzieło. – No,
może nie jest pięknie, ale przynajmniej zrobiłem, co mogłem – skwitował.
Bandaże ledwie trzymały się siebie, już nie wspominając o prostych splotach, o
których można pomarzyć. Westchnął i przykrył ją kołdrą. Pocałował ją w czoło i
wyszedł z pokoju, gasząc światło i pozostawiając uchylone drzwi.
U podnóża schodów natknął się na
młodszego brata. Sasuke spojrzał na niego, a gdy surowym wzrokiem zmierzył jego
mokre włosy, wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Itachi przypatrywał mu się z
niekrytym zdziwieniem. Rzadko słyszał, by ogarniała go tak wielka radość.
- Pływałeś? – zapytał, opanowując
atak wesołości.
- Rekreacyjnie – odparł długowłosy i
wyminął go na schodach. – Ani słowa więcej – mruknął, gdy Sasuke otwierał usta,
by dopiec mu czymś ciekawszym. Westchnął i wszedł do kuchni, by zjeść kolację.
Jedząc kanapkę, przypomniał sobie mokre włosy Itachi ‘ego i zakrztusił się.
Kaszlał i śmiał się jednocześnie.
- Spokojnie – poczuł, jak brat
klepie go po plecach. – Nie wykorkuj – dodał i podszedł do szafki, z której
wyjął szklankę i napełnił ją wodą. Podał ją Sasuke, który wypił zawartość do
dna i odstawił naczynie do zlewu.
- Zamknąłeś demony? – zapytał, gdy
Itachi usiadł do stołu i wgryzł się w jabłko.
- Tak – odparł ze stoickim spokojem.
– Mamy pierwszego, czwartego, piątego i szóstego.
- Siódmego, ósmego, dziewiątego i
dziesiątego – dodał Sasuke i dosiadł się do brata. – Jeszcze trzeci i drugi.
- I co? – zapytał długowłosy. – I co
dalej? Jaki jest plan? Co wymyśliła? Mówiła ci? Zastanawiałeś się, jakie są
szanse, że ktokolwiek wyjdzie z tego żywy? A zwłaszcza Sakura? – starszy z
braci zaczynał tracić cierpliwość.
- Wątpię, by ktokolwiek bawił się w
plany – odpowiedział Sasuke. – Nie wiemy, co nas czeka. Wszystko to wymyka się
z pod kontroli tylko dlatego, że nikt nie jest z nikim szczery. Wszędzie
tajemnice i granie do własnej bramki.
- Nie wiemy, co się stanie – Itachi
powściągnął emocje. – Do tej pory żyliśmy w przekonaniu, że Jūbi powstaje z
połączenia demonów. Teraz… - zawiesił głos. – Teraz mamy dziewięć demonów, z
których każdy jest żądny zemsty na dziesiątym – skonstatował i ledwie
powstrzymał się, by nie uderzyć głową w blat.
- Nie zapominaj o Daisuke i Kabuto –
upomniał go Sasuke. – Do tego Tsunade i jej chore wymysły. Sam już nie wiem, co
o tym wszystkim myśleć – Itachi wsłuchiwał się w jego zmartwiony ton. Może nie
okazywał tego w oczywisty sposób, jednak długowłosy wiedział, że jego młodszy
brat jest niespokojny. Doskonale go rozumiał. Cała zaistniała sytuacja i jemu
spędzała sen z powiek.
- Sakura zdaje się wiedzieć więcej,
niż nam mówi – powiedział. – Nie podoba mi się to.
- Tak, jak mówiłem – rzucił Sasuke.
– Każdy ma przed każdym tajemnice. Walczymy przeciwko wspólnemu wrogowi. Nie
widzę przeszkód w ewentualnej współpracy – to zdanie tyczyło się także Itachi
‘ego i jego pokrętnych planów odnośnie Hebi.
- Posłuchaj – rzucił starszy z
braci. – Nim nie dowiemy się niczego więcej, musimy działać wedle wytycznych –
odparł.
- Wytycznych ustalonych przez kogo?
– zdenerwował się Sasuke. – Kto jest przywódcą tego całego przedsięwzięcia, co?
Kto wydaje rozkazy? – uniósł się młody Uchiha. Itachi wiedział, że odpowiedź mu
się nie spodoba, jednak uznał, że będzie lepiej, by brat wniósł do sprawy dozę
sceptycznego nastawienia i dystansu.
- Pain – odparł i spojrzał badawczo
na zmieniającą się mimikę Sasuke. – Zanim jednak wrzaśniesz i popędzisz niczym
taran, żeby go stłuc na miazgę, posłuchaj, co mam ci do powiedzenia – poprosił.
Młodszy rzucił mu zawistne spojrzenie.
- Lepiej niech to będzie coś godnego
poświęcenia – żachnął się.
- Wszystko dzieje się na prośbę
Tsunade – rzucił, a Sasuke znieruchomiał.
- Ta kobieta układa się z samym
diabłem – mruknął z niedowierzaniem karooki. – Czego ona chce? Co zwęszyła?
Czasami zastanawiam się, czy Orochimaru faktycznie był tym najgorszym z
Sanninów.
- Był. To nie podlega wątpliwości –
zrugał go Itachi. – Co do samej Tsunade. Wygląda na to, że próbuje upiec dwie
pieczenie przy jednym ogniu. Do obydwu przedsięwzięć potrzebuje Sakury i tego,
co w niej drzemie.
- Wydaje się, jakby jeden z jej
planów realizował osobistą zemstę – mruknął Sasuke, przypominając sobie
dotychczasowe fakty. Większe dobro dla Konohy, wieczny spokój duszy Tsunade,
ale jaka cena dla Sakury i jej bliskich? Wzdrygnął się. Wydało mu się to
odrażające, jak ta kobieta manipulowała emocjami Haruno, by zrealizować własne
plany. Wiedział jednak, że i on nie był lepszy. Działał podobnie, bez
jakichkolwiek skrupułów i zahamowań.
- Sakura jednak wydaje się skłonna
do pomocy swojej mentorce – skwitował z niesmakiem Itachi. – Wciąż nie wiemy,
czego uczyła się z tajemniczej księgi od Piątej. Technik uzdrawiania?
Destrukcji? Obrony? Wszystko naraz… - ostatnie mruknął sam do siebie, jednak
Sasuke i tak wychwycił każde jego słowo.
- W jednym się zgadzamy – przyznał
niechętnie młodszy Uchiha. Jego brat podniósł na niego spojrzenie pełnie niekrytego
zdziwienia. – Pozostaje nam czekać i reagować na bieżąco.
Wszedł do sypialni i zdjął koszulę.
Przeczesał palcami włosy i spojrzał na śpiącą Sakurę. Z jego piersi wydobyło
się głębokie westchnięcie pełne rezygnacji i niemocy.
- Co ja z tobą mam? – zapytał
szeptem i wsunął się pod kołdrę. Kiedy poczuł ciepło bijące od kobiety,
momentalnie się uspokoił i odetchnął. Zwrócił się w jej stronę i zauważył, jak
zielona poświata delikatnie osnuwa każdy cal jej ciała. Regenerowała rany leczniczą
chakrą, co zawsze fascynowało Sasuke. Nie tylko u Sakury, jako medyka. U
wszystkich z umiejętnościami uzdrawiania. – Mała, irytująca dziewczynko –
wymamrotał i przyciągnął ją do siebie.
- Powtarzasz się – odpowiedziała mu
sennie. Zaśmiał się pod nosem.
- Zawsze musisz wszystko
podsłuchiwać, nie? – zapytał retorycznie. – Nic ci nie umknie.
- Więc przestań się łudzić, że
cokolwiek przede mną ukryjesz – odparła i mocno wtuliła się w jego pierś. –
Czuję się tutaj jak w domu – wymamrotała z nosem przy jego skórze. Usłyszała,
jak jego serce przyspiesza, jednak po chwili wraca do normalnego rytmu.
- Nie uda ci się to – powiedział, a
do jego tonu wkradł się chłód. – I tak jestem na ciebie wściekły za twój wybryk
– Sakura zadrżała.
- Akurat z tym wyznaniem to nie był
wybieg, żeby cię udobruchać – szepnęła.
- Ostrożności nigdy za wiele –
odpowiedział i pocałował ją w czubek głowy. Zaśmiała się krótko. Chuchnął w jej
włosy. – Nie boli cię szyja? – zapytał znienacka. Haruno podniosła na niego
zdziwione spojrzenie.
- Nie, dlaczego? – zainteresowała
się. Na usta Sasuke wkradł się zjadliwy uśmieszek.
- Bo dusiłem cię na odległość –
odparł z przekąsem.
- Widać nieskutecznie – rzuciła, ale
nie mogła się nie zaśmiać. – Wciąż mnie zaskakujesz.
- To dobrze? – zapytał, a jego ton
stał się poważny. Spojrzała mu w oczy z nieodgadnionym wyrazem.
- Jak dotąd, tak – odpowiedziała.
Wciąż zastanawiała się, jak to jest możliwe, że zmienił się tak drastycznie.
Chociaż, gdyby się zastanowić, tylko gdy byli sami stawał się ciepłym i czułym
mężczyzną. W obecności innych dystansował się, poważniał i nigdy nie przestawał
czujnie obserwować zachowania ludzi. – Rozbraja mnie twoja dziecięca naiwność w
sprawach uczuciowych – przyznała po chwili zamyślenia.
- Co masz na myśli? – zapytał,
mierząc ją bacznym spojrzeniem.
- Jesteś świetnym wojownikiem i
genialnym strategiem – zaczęła. – Masz niespotykaną intuicję i umiejętność
wyczuwania ludzkich słabości – dodała, patrząc mu w oczy, które z każdą chwilą
stawały się coraz węższe. – Ale gdy przychodzi do zwykłych emocji; uczuć, które
tobą szargają na co dzień, stajesz się bezbronny jak dziecko – na ostatnie
stwierdzenie powieki Sasuke rozwarły się szeroko. Utrafiła z analizą, ale nie
przyznał tego na głos. Nigdy nie przyznawał się do słabości. Był zwolennikiem
cichego eliminowania swoich defektów, stąd wywodziła się obawa i wstręt przed
proszeniem o pomoc.
- I co w związku z tym? – zapytał.
Sakura ze smutkiem obserwowała, jak na jego twarzy pojawia się maska
opanowania, a z oczu znikają wszelkie emocje. Bronił się, chociaż nie musiał.
- Sasuke – mruknęła. Palcami
rozprostowała zmarszczkę miedzy brwiami mężczyzny, a następnie z czułością
musnęła jego wargi. – Nie zrobię ci krzywdy, więc nie chowaj się w sobie. Ta
bezbronność sprawia, że chcę cię jedynie chronić – dodała i potarła nosem o
jego policzek. Uchiha westchnął.
- Śpijmy – odparł finalnie. Kobieta
wiedziała, że w tym momencie w jego głowie pracuje masa trybików, próbująca
pojąć to, co mu powiedziała. Pocałowała go we wgłębienie szyi i przytuliła
policzek do jego piersi.
- Dobranoc, Sasuke – powiedziała. –
Kocham cię – szepnęła najciszej, jak potrafiła. Wciąż bała się tych słów.
Szczególnie w czasach, gdy każdego dnia może po prostu zginąć, pozostawiając
bliskich w świadomości jej bezpowrotnej podróży.
- Też cię kocham – odpowiedział. Nie
mogła się nie uśmiechnąć. Po prostu nie mogła.
Dzień zapowiadał się ciepły i
słoneczny. Sakura otworzyła powieki i ziewnęła przeciągle. Chciała obrócić się
do krawędzi łóżka i ponownie zapaść w sen, ale nie zauważyła, jak blisko końca
materaca leżała i runęła na podłogę.
- Au – wydusiła i zrezygnowana
położyła się na ziemi. Otworzyła powieki i natknęła się na głowę Sasuke, która
ciekawsko wychylała się znad krawędzi łóżka.
- Dzień dobry, kochanie – rzucił
zadziornie i puścił jej oczko. – Jak ci było niewygodnie, to mogłaś mi
powiedzieć – dodał i udał zmartwienie. Haruno zmroziła go swoim spojrzeniem.
- To przez ciebie – zdenerwowała
się. Na twarzy Sasuke pojawiło się zdziwienie. Było tak autentyczne, że gdyby
nie figlarny błysk w oczach, to Sakura łyknęłaby ten wykręt.
- Przeze mnie? – zapytał zszokowany.
- Rozpychasz się po całym łóżku i
zabierasz mi kołdrę. Matko, jesteś nadpobudliwy czy jak?
- Tylko wtedy, gdy ty leżysz koło
mnie – odparł, a na jej policzkach wykwitł dorodny rumieniec.
- Głupek – mruknęła i wstała. –
Muszę dzisiaj zajrzeć do szpitala, ale przedtem sprawdzę co z Baku i zbadam
Hinatę – skierowała się w stronę łazienki, a Sasuke rozłożył się wygodnie na
łóżku i przymknął powieki, zakładając ręce za głowę. Sakura spojrzała przez
ramię i nie mogła zaprzeczyć, że ten mężczyzna był cholernie pociągający.
- Wracasz do mnie? – zapytał, a ona
spurpurowiała. – Bo jak nie, to nie gap się tak, jakbym stanowił ostatniego
samca na ziemi – dodał arogancko i otworzył jedno oko.
- Zboczeniec – rzuciła i umknęła do
łazienki, unikając tym samym lecącej w jej stronę poduszki. Szybko wykonała
poranne czynności i ubrana wyszła do sypialni. Sasuke wciąż wylegiwał się w
łóżku, obserwując ją bacznie spod na wpół przymkniętych powiek.
- Idziesz już? – zapytał. Kobieta
spięła włosy w wysokiego kucyka i uśmiechnęła się szeroko.
- Nie chcę obrastać w tłuszczyk, tak
jak ty – odparła i wystawiła mu język. Uchiha zaśmiał się pod nosem, ale
wiedziała, że zagrała mu na ambicji. Szybko zerwał się z materaca i chwycił ją
w objęcia.
- W takim razie znam sposób, by coś
na to zaradzić, nie ruszając się z łóżka – wymruczał do jej ucha, a jego dłonie
wsunęły się pod koszulkę Sakury.
- Hantai – skomentowała jego
zachowanie, ale nie mogła zaprzeczyć temu, co ogarnęło jej ciało. Fala gorąca i
dreszczy przebijała ją na wskroś za każdym razem, gdy palce Sasuke muskały jej
skórę. Westchnęła i pozwoliła zaprowadzić się do łóżka, na którym po chwili
leżała naga, pełna wyczekiwania.
- Koniec z tłuszczykiem – szepnął
jej do ucha. Haruno zachichotała, a po chwili jej śmiech przerodził się w
głęboki jęk, gdy Sasuke wszedł w nią głęboko.
- Koniec…
Schodziła po schodach trzymając się
za rumiane policzki. Nerwowo rozglądała się na boki przypominając sobie, że w
jej domu mieszkają Itachi i Baku.
- A jak słyszeli? – zapytała samą
siebie.
- Co słyszeli? – podskoczyła na
dźwięk głosu Baku. Zmierzyła przyjaciółkę wściekłym spojrzeniem.
- Nie podsłuchuj – rzuciła, gniewem
maskując zawstydzenie. Rudowłosa wydawała się być zaskoczona.
- Wybacz, że usłyszałam jak gadasz
sama ze sobą – odparła wesoło. – Przeproś drugą Sakurę za mój nietakt. Na pewno
omawiałyście jakieś ważne kwestie… - zakpiła, a Haruno machnęła lekceważąco
dłonią.
- Już, załapałam – mruknęła. – Jak
się czujesz?
- Ktoś mnie opatrzył – wskazała
dłonią na, prześwitujący przez materiał jej bluzki, bandaż. Zmarszczyła czoło.
– Początkowo zastanawiałam się, jakim cudem byłaś wstanie tak szybko mnie
uleczyć, ale gdy zobaczyłam, jak nieudolnie założono opatrunek, stwierdziłam,
że to nie mogłaś być ty – Baku zamyśliła się na moment. – Miałam na sobie
świeżą bieliznę… Ktoś mnie rozebrał do naga! – wrzasnęła na cały dom, pędząc
jak na złamanie karku w stronę kuchni.
- Zaczekaj! – zawołała za nią Sakura.
Kątem oka zauważyła, jak w cieniu jednego pokoju chowa się Itachi. – Hej,
Uchiha – skinęła na niego palcem, przywołując go do siebie. Mężczyzna
niechętnie wyszedł z ukrycia. Różowowłosa zaobserwowała na jego policzkach
dorodne rumieńce, a w oczach zakłopotanie i niepewność. Olśniło ją. – Lepiej
się stąd zmywaj. Dojście prawdy nie zajmie jej wiele czasu – odparła, ledwie
maskując śmiech.
- Miałem ją tak zostawić? – zapytał
z wyrzutem. – Poza tym umyłem ją, jak była w bieliźnie, a przebrałem ją i
opatrzyłem w ciemnościach – dodał.
- To i tak ci nie pomoże –
powiedziała z diabelskim uśmiechem.
- Itachi Uchiha! – po całej
posiadłości rozległ się wrzask płomiennowłosej. Itachi posłał Sakurze błagalne
spojrzenie. Kobieta zachichotała i pokręciła ze zrezygnowaniem głową.
- Pewnie poszedł potrenować! –
krzyknęła do Baku, a Itachi odetchnął. Posłał jej pełen wdzięczności uśmiech i
zniknął w innej części budynku.
- Jak tylko się dowiem, że go przede
mną ukrywasz… – usłyszała z dołu mściwy głos Baku.
- Nie mam czasu na twoje obrażalstwo
– rzuciła uspokajającym tonem. – Jak się opanujesz, to daj mi znać – dodała i
wyszła z domu, kierując się w stronę posiadłości Uzumakich.
Zapukała do drzwi Hinaty i czekała.
Dzień faktycznie należał do tych przyjemnych. Słońce świeciło wysoko nad
głowami Konohańczyków, a powietrze było ciepłe i lekkie. Na niebie nie było ani
jednej chmury, która mąciłaby nieskalany błękit kopuły nad nimi, toteż Sakura
cieszyła się każdym jej skrawkiem, oczekując na przyjaciółkę.
- Witaj – uśmiechnęła się
granatowowłosa i wpuściła ją do środka.
- Przyszłam sprawdzić, co u ciebie i
małego Naruto – odparła Sakura i spojrzała wymownie na zaokrąglający się brzuch
Hinaty. Kobieta zaparzyła herbatę i podała ją wraz z domowej roboty ciastem.
- Czuję się dobrze – odparła. –
Biorę witaminy, które mi zaleciłaś i widzę znaczną poprawę.
- Cieszę się – Sakura odstawiła
filiżankę i zwróciła się do białookiej. – Podwiń koszulkę i połóż się –
poprosiła. Chwilę dotykała jej brzucha, potem uwolniła zieloną chakrę, by
zbadać czynności życiowe malca. Po kilku minutach popijały herbatę i zajadały
się ciastem.
- Wszystko jest w porządku –
uśmiechnęła się do zestresowanej przyjaciółki. – Odpoczywaj, bierz witaminy i
ciesz się życiem – dodała. – To najlepszy sposób.
- A co u ciebie i Sasuke? –
zapytała. – Wciąż ze sobą mieszkacie? – różowowłosa zarumieniła się lekko.
- Tak – odparła i wepchnęła do ust
wielki kawałek ciasta. – Remont się jeszcze nie zaczął, a przecież nie wyrzucę
go, nie?
- No, oczywiście, że go nie
wyrzucisz – zapewniła ją solennie Hinata, a w kącikach jej ust czaił się cień
uśmiechu. – Jakby to wyglądało w oczach innych! – zawołała, ledwie hamując
wesołość.
- Nabijasz się! – zdenerwowała się
Sakura, ale i ona finalnie wybuchła gromkim śmiechem. Gdy uspokoiła się trochę,
posłała białookiej niepewne spojrzenie. – Skąd wiedziałaś, że Naruto to ten
jedyny? – Uzumaki zdziwiła się.
- Nie wiedziałam – odparła po
dłuższej chwili namysłu. – Po prostu, gdy z nim byłam to tak, jakbym miała
słońce na wyciągnięcie ręki – uśmiechnęła się na wspomnienie tego uczucia.
Miała tak, aż po dziś dzień. – Czemu pytasz? – Sakura schowała dłonie pod
kolana i zagryzła delikatnie wargę.
- Co, jeżeli kocham jedynie
wyobrażenie Sasuke? – wyrzuciła z siebie. – Nie było go tyle lat, a ja pamiętam
go jako chłopca z drużyny siódmej. To ma się nijak do rzeczywistości. Teraz
jest pełnokrwistym mężczyzną, odważnym i samodzielnym shinobi, a nie
nieporadnym i zagubionym dzieckiem, które odpychającym zachowaniem broniło się
przed złem, jakie go spotkało – wyjaśniła, wciąż gubiąc się w tym, co czuła.
- Sakura… - zaczęła Hinata, ale nie
wiedziała, co powiedzieć. Złapała ją za łokieć.
- Nie stać mnie na złe ulokowanie
uczuć – wyjaśniła zbolałym głosem. – Zbyt mało czasu upłynęło, odkąd wróciłam
do żywych – zaakcentowała ostatnie słowo. – Nie wiem też, ile mi go pozostało
do końca.
- Nie mów tak – zdenerwowała się
białooka. Złapała ją za policzki i zmusiła, by spojrzała w jej oczy. – Nie
wolno ci tak mówić. Wiesz, ile osób walczy o twoją wolność? Twoją, Naruto i
wielu innych, którzy posiadają w sobie demony? Ty jako ostatnia powinnaś myśleć
pesymistycznie!
- Hinata… - szepnęła Sakura, a w jej
oczach zabłysnęły łzy.
- Przestań tak się znęcać nad sobą –
rzuciła Uzumaki. – I przy okazji nad innymi.
- Może myślę samolubnie – zaczęła,
ale Hinata jej przerwała.
- Byłaś egoistyczna odkąd odszedł
Sasuke – wbiła jej szpilkę, ale Haruno wiedziała, że ma rację. Raniła ich tylko
dlatego, że nie potrafiła zaufać sile ich przyjaźni. – A co do młodego Uchihy…
- Jak go nazwałaś? – zapytała
zielonooka, a na jej usta wpełzł uśmiech niedowierzania.
- Młody Uchiha – powtórzyła
granatowowłosa z błyskiem ogników w oczach. – Młody Uchiha jest zapatrzony w
ciebie jak w obrazek. Jeżeli nie znasz tego Sasuke, który pojawił się w twoim
życiu, to daj sobie czas i sprawdź, kim się stał. Wtedy poznasz odpowiedź na
swoje pytanie – przytuliła ją do siebie. Po chwili Sakura usłyszała cichy
szept. – A jeżeli cokolwiek ci zrobi, to wiedz, że nic go nie ocali przed
gniewem twoich przyjaciół.
- Widły i pochodnie? – zapytała ze
śmiechem różowowłosa, kryjąc wzruszenie słowami Hinaty.
- Nie – odparła diabolicznie
kobieta. – Płomienie i piekielne męki.
Kierowała się w stronę szpitala z
lżejszą głową. Myśli względnie zajęły właściwe miejsca i uporządkowały się na
tyle, by mogła odetchnąć. Poznać Sasuke na nowo – ten pomysł posiadał swoje ‘za
i przeciw’. Głównym problemem było przebicie się przez skorupę Sasuke, który
nigdy nie był skory do zwierzeń. Podejrzewała, że to jedno się nie zmieniło. Z
drugiej strony chciała wiedzieć o nim więcej. Pragnęła poznać niektóre fakty z
jego życia, nie dlatego, że była ciekawa. Po prostu potrzebowała znaleźć
motywację jego postępowań, gdyż racjonalne wyjaśnienia niewiele jej dawały.
Weszła do szpitala, w którym jak
zwykle panował ruch i hałas. Skierowała się do swojego gabinetu, po drodze
witając się z Hanako ciepłym uśmiechem i skinięciem głowy. Miała ochotę zaśmiać
się z miny kobiety, która wyrażała czysty szok i dezorientację. Doskonale
zdawała sobie sprawę, że jeszcze jakiś czas temu ofuknęłaby ją albo minęła bez
słowa. Dzisiaj już nie.
- Popatrzcie się, ludzie – mruknęła
do siebie. – Ledwie się pojawił, a ja tracę głowę.
W gabinecie zarzuciła na ramiona
kitel i zawiesiła na szyi stetoskop. Poczuła dziwną radość, spowodowaną
znajomym widokiem i zapachem. Wiedziała, że uzdrawianie to jej powołanie, a
teraz jedynie się w tym utwierdziła. Żwawo ruszyła przez korytarz, pozdrawiając
mijanych ludzi. Każdy z nich otwierał szeroko oczy i usta lub wpadał na
drugiego kolegę po fachu, widząc uśmiechniętą ordynator szpitala.
- Wszystko w porządku? – zapytał
jeden z instrumentariuszy, kiedy podeszła do niego i przywitała się.
- W jak najlepszym – odparła, ale
zaraz spoważniała. – Ale to nie zmienia faktu, że ma panować tutaj porządek i
dyscyplina! – rzuciła donośnie, a wszyscy umknęli do swoich zajęć, zerkając z
ukosa, czy aby przypadkiem różowowłosa nie została podmieniona. – Proszę szefów
zespołów do mojego gabinetu z tygodniowymi raportami – poinformowała ich
Sakura. – Migiem.
***
Po wyjściu Sakury rozciągnął się na
łóżku niczym kot. Ogarnęło go, nietypowe dla niego, rozleniwienie. W przypływie
chwili złapał poduszkę Haruno do ręki i przystawił do niej nos. Poszewka
pachniała jej szamponem do włosów, więc zaciągnął się raz jeszcze ulubioną
wonią i odrzucił pierze w bok. Zastanowił się, co takiego właściwie jest między
nimi. Nie są oficjalnie razem, ale sypiają ze sobą. Mieszkają ze sobą, ale
żadne nie przyznaje się na głos do uczucia, jakie wobec siebie żywią. Nigdzie
wspólnie nie wychodzą, ale w zaciszu domu nie odstępują się na krok. Tak
wyglądała chłodna kalkulacja faktów w wykonaniu pana Uchihy.
- Jakie to jest upierdliwe – rzucił
i zwyczajem Shikamaru i zapatrzył się w sufit. – Dość. Baka, rusz się w końcu –
zganił się na głos i wszedł do łazienki wziąć zimny prysznic. Wiedziony ideą
drakońskiego treningu, przebrał się w odpowiedni strój i zszedł na dół.
- Ktoś tu ma lenia za skórą –
usłyszał kpiący głos Baku.
- Ty masz owada i ci nie wypominam –
odgryzł się i wziął do ręki jabłko. Płomiennowłosa uśmiechnęła się szeroko.
- Widzę, że masz dobry dzień –
mrugnęła znacząco. – Czyżby piękny poranek? – aluzja wręcz uderzyła w młodego
Uchihę. Skrzywił się drwiąco.
- To pewnie jeszcze nie wiesz, skoro
tryskasz dobrym humorem - zastanowił się
na głos. Doskonale wiedział, że poruszył jej ciekawską stronę natury. Rzucił jej
zagadkowe spojrzenie. Dziewczyna aż skuliła się z chęci poznania sekretu. –
Powiem ci, bo cię lubię – odparł i wgryzł się w owoc.
- Ta, jasne – machnęła lekceważąco
ręką, wyczekując odpowiedzi.
- Itachi widział cię nagą i
powiedział, że nie do końca był pewny ile masz z owada, a ile z człowieka –
szepną konspiracyjnie i szybko ulotnił się z domu. Ostatnie, co widział, to
dzika furia na twarzy Baku.
Niewiele interesował się tym, co
rudowłosa zrobi Itachi ‘emu. Nareszcie zyskał możliwość odegrania się za jego
pocałunek z Sakurą. Już widział w swoich wizjach, jak Baku miota nim po całej
posiadłości, a Itachi bezradnie próbuje łapać się wszystkiego, co akuratnie
mija. Prychnął pod nosem, usilnie starając się powstrzymać salwę śmiechu. W
szampańskim nastroju skierował się w stronę pola treningowego numer dwa.
- Trening? – zapytał głos z jego
lewej strony. Zmierzył Ino spokojnym spojrzeniem.
- Owszem – odparł i zatrzymał się.
- Siłowy, kondycyjny, taktyczny czy
techniczny? – ponownie zwróciła się do niego, poprawiając wysokiego kucyka na
czubku głowy.
- Kondycyjny – mruknął.
- Mogę się dołączyć? Właśnie szłam
na pole numer dwa – zapytała i czekała na odpowiedź. Sasuke wzruszył jedynie
ramionami, co w jego przypadku było entuzjastyczną wersją zgody, po czym
ruszyli przed siebie.
Gdy znaleźli się na miejscu, Sasuke
zaproponował Ino swoją serię ćwiczeń. Zastanawiał się, czy jest w ogóle sens
dzielić z nią trening. Może nie była słaba, ale on wymagał od siebie
drakońskiego wysiłku, bez grama litości i oddechu. Jak się okazało, Ino
sprostała jego wymaganiom. Owszem, pod koniec ledwie zipała, jednak na jej
twarzy malowało się zadowolenie, a podczas kilku godzin ciemiężenia z ręki
Sasuke nie zwolniła ani razu.
- Nieźle poszło – mruknął w jej
stronę i obydwoje pociągnęli łyk wody z butelek.
- Człowieku – wymamrotała. – Jeszcze
kilka takich treningów, a moje mięśnie zmienią się w stalowe pręty – zaśmiała
się, a Sasuke skrzywił się ironicznie. Spojrzał na jej wątle wyglądające
ramiona i nogi, które niewątpliwie, wbrew pozorom, dysponowały ogromną siłą.
- Tobie to nie grozi – odparł
kąśliwie.
- Nie podejrzewałabym cię o poczucie
humoru – odpowiedziała zaczepnie. Zebrała swoje rzeczy i pomachała mu na do
widzenia. Uchiha skinął jej głową i również zebrał cały raban. Wstał z ziemi i
otrzepał spodnie. W sumie nie miało to sensu, bo i tak wyglądał jak siedem
nieszczęść, ale to był po prostu odruch. Wyprostował się i momentalnie się
skrzywił. Jego ciało przeszył ból, którego od lat nie miał okazji doświadczyć.
Jego pojawienie się nie wróżyło nic dobrego. Zaniepokojony sięgnął ręką na swój
lewy bark.
- Ten no Juin – szepnął. Nagle jego
powieki rozwarły się szeroko. Jego ciałem zawładnął paraliż, a umysł przestał
pracować. Echem w jego głowie odbijało się jedno imię. Imię, które już więcej
nie powinno gościć na niczyich ustach. – Orochimaru…
***
Naruto siedział w swoim gabinecie i
spoglądał na butelkę sake. Zastanawiał się, czy ją otwierać. Doszedł jednak do
wniosku, że nie ma specjalnie dużo zmartwień, by wspomagać się alkoholem.
Ważniejszy jednak był fakt, że niedługo zostanie ojcem. Uśmiechnął się z
niedowierzaniem, a jego serce zalała fala ciepła. Obiecał sobie, że będzie
najlepszym tatą na świecie. Gotów był na takie same poświęcenia, jak jego
rodzice. Wiedział, że jest wstanie oddać życie, byleby jego dziecko było
bezpieczne. Uznał, że to jest dobry powód do otworzenia sake. Chwycił za
butelkę, ale w tym momencie skóra na jego brzuchu zapiekła go niemiłosiernie.
Upuścił naczynie na stół, a chwilę potem podniósł koszulkę do góry. Tatuaż
pieczętujący demona jarzył się na czerwono.
- Hakke no Fūin Shiki – mruknął, nie
bardzo rozumiejąc, co oznacza jego aktywacja. Po momencie jednak dotarł do
niego prosty fakt. Fakt ten sprawił, że oczy blondyna rozwarły się szeroko, a
niedowierzanie kazało mu wypluć te słowa na głos, bo inaczej nie dałby im
wiary. Zanegowałby je, a nie mógł zignorować tak oczywistego sygnału. Pieczęć
świeciła się tylko w jednym momencie – pomyślał. Wtedy, gdy pojawiał się… -
Jiraya…
***
W ciemnym pomieszczeniu oświetlonym
wątłym blaskiem świecy siedziała garstka ludzi. Dokładnie było ich troje. Kobieta
i dwóch mężczyzn. Na stoliku, wokół którego się zebrali, stały trzy szklaneczki
i dwie butelki sake. Wokół panowała niezmącona cisza, a zebrani zdawali się
prowadzić ze sobą niemą rozmowę. Ich oczy znajdowały się daleko poza zasięgiem
światła padającego od płomienia świeczki, więc żadne z nich nie mogło wyczytać
z drugiego ani jednego uczucia. Niepewni siebie i własnych głosów siedzieli
niczym posągi wyciosane w kamieniu, których ani deszcz, ani zawieja nie byłyby
wstanie poruszyć. W pewnej chwili kobieta sięgnęła po butelkę z trunkiem, a jej
dwa blond kucyki mignęły w jasnym kręgu światła. Nalała do każdej szklanki
alkoholu i odstawiła naczynie na miejsce. Czerwony diamencik umiejscowiony na
jej czole błysnął groźnie, ale momentalnie skrył się w bezpiecznej strefie
cienia.
- Ta cisza krępuje nawet mnie –
jadowity głos przedarł niezmąconą dotąd atmosferę i rezonował w pustych
ścianach pokoju. Blada dłoń o długich palcach mignęła w świetle, porywając w
ciemność szklankę z sake.
- Miękniesz na starość – tubalny
głos trzeciego osobnika sprawił, że szklanka i butelki, które znajdowały się na
stole, zaszczękały o siebie. – Nie ma co marnować dobrego alkoholu – odparł i
zabrał swoją kolejkę. Po chwili stagnacji w świetle pojawiły się trzy dłonie z
wzniesionymi szklankami.
- Za powrót legendarnych Sanninów –
rzuciła kobieta.
- Za zmartwychwstanie – wysyczał
bladoskóry.
- Za zwycięstwo – dodał właściciel
tubalnego głosu. Szczęk uderzających o siebie szklanek zapoczątkował coś, czego
już nikt nie był wstanie powstrzymać. Ruszyła lawina wydarzeń, która już na
lata wstecz była spisana krwią na kartach postanowienia Legendarnych Sanninów.
Coś, co zmieni życie drużyny siódmej nieodwracalnie, właśnie znalazło swój
początek.
***
Miał
być wczoraj, ale głupi Internet (uwierzcie mi na słowo - nawet nie wiecie, jak
bardzo staram się w tej chwili nie przeklinać) pokazał, że rozdział się załadował,
a dostała informację z zaufanego źródła, że nic się nie pojawiło. Kuso! Może
teraz uda Wam się przeczytać. Tak nawiasem: ochrzciłam ten rozdział imieniem
KOSZMAREK :) I proszę Was o jedno (już po przeczytaniu): tutaj panuje ZAKAZ
PRZEMOCY, więc mnie nie bić :P
Autor: .romantyczka
No przecież Cię nie zbiję. Wiem, jak starałaś się dodać ten rozdział wieczorem i przeklinam tylko te "cholerne internety".
OdpowiedzUsuńA odnośnie rozdziału, to nie wiem, co mam Ci powiedzieć. Pierwsza część była utrzymana w lekkim tonie, ale jak się domyślałam, kolena już nie.
Uwielbiam wszystkie sytuacje z Baku. Jej wściekłość musi teraz rozsadzać posiadłość Haruno. ;) No i ten niezdecydowany Sasek... oj. Powinien sie zapytac sam siebie, co ta dziewczyna się z nim ma. Przecież oni już są jak stare dobre małżeństwo.
Hmm... zaintrygowalo mnie to wskrzeszenie seninów. Musisz mi wytłumaczyć JAK do tego doszło i PO CO Ci oni. Obarczyłaś bohaterów tylkoma problemami. Uważaj, żeby to nie stało się zbyt ciężkie na ich nerwy. Hmm... no i to chyba tyle. Nie wytknę Ci błędów tak, jak ty mi. Nie oszukujmy sie, wszystko co miałaś, wychwyciłaś. No i co jeszcze. Chyba tyle. Czekam na rozwiązanie tych zagadek.
No cóż, skro zostalam wczoraj nakryta przez Lisiaka, Patkę i jeszcze jedną czytelniczkę zaledwie dzień po tym, jak zatwierdziłam domenę, to nie wypada mi tego ukrywać przed Tobą. Odkąd dodałam tamten pierwszy komentarz pod Twoim rozdziałem, wiedziałam, że to nieuniknione...
http://armagedon-smierci.blogspot.com/
Pozdrawiam cieplutko
Ikula
Ciebie? Bić? Nieee... chyba, że mi kolejny dzień na maila nie odpiszesz :P Ale nieee... :D
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału... ach, ach, ach! Uwielbiam przekomarzanie Saska i Sakurci. Po prostu ach :D Sakura zawsze szczera do bólu :P
No i Baku... hahaha, ciekawa jestem, jak się z tej sytuacji Itachi wykaraska. Baku go zabije... dzięki Saskowi przede wszystkim. Wredny braciszek, zły typ... nu nu nu...
(odbija mi, przepraszam)
Ciekawi mnie sprawa tych sanninów... co się znowu narodziło w Twej główce? ^^
Dobra, kończę ten chaotyczny twór...
Czekam na następny rozdział ;)
Lisiak
Dziękuję za komentarz! Nie wiem, co więcej napisać. Po prostu dziękuję.
UsuńWybacz, że nie odpisuję na maila, ale nie dostałam żadnej wiadomości. Na górze, w Post Scriptum, dodałam innego maila, przez którego obecnie działam. Zapraszam do kontaktu <3
Już <3
UsuńSuper rozdział. Nie mogę doczekać się następnego. Życzę dużo, dużo weny do dalszego pisanie:D Pozdrawiam cieplutko:D
OdpowiedzUsuńExtra rozdział :) Akcje między Sasuke i Sakurą są świetne tylko szkoda że w tej notce było ich tak mało :( Czekam na następną część "Ostrej jazdy" no i oczywiście następną notkę :) Całuski :*
OdpowiedzUsuńaaa! rewelacyjny rozdział. Podoba mi się relacja jaką stworzyłaś pomiedzy Sasuke a Sakurą. Mam nadzieje, że rozwiniesz jeszcze bardziej ich wątek xD xD
OdpowiedzUsuńGw
Cześć nowe rozdziały na http://itachi-i-sakura-ai-shiteru.blogspot.com/ i http://itachi-i-sakura-wielka-milosc-shinobi.blogspot.com/ serdecznie zapraszam do przeczytania:D
OdpowiedzUsuń